poniedziałek, 30 marca 2015

DOLCE FAR NIENTE, CZYLI SŁODKA CHWILA Z KAWĄ i LODAMI

Ostatnio jesteśmy oboje strasznie zabiegani i rzadko mamy czas na małe przyjemności. Jeżeli już nadarzy się okazja, chcemy się nimi delektować. Jak sprawić, żeby taki moment był prawdziwą chwilą zapomnienia? Wiele nie będzie potrzebne.

Składniki: 

4-5 czubatych łyżeczek mielonej kawy 

3 filiżanki wody 

małe opakowanie lodów śmietankowych lub waniliowych 

1/4 pomarańczy 

ok. 200ml śmietany do ubicia 

2 łyżki cukru pudru 

płatki migdałowe do przybrania  


Kawę przygotowuję w mój ulubiony sposób - gotując ją w tygielku. Najpierw do naczynia wlewam 3 filiżanki wody. Gdybym przygotowywał samą kawę, dodałbym jeszcze cukru, ale ze względu na pozostałe składniki zrezygnują z tego. Tygielek stawiam na gazie. Kiedy czekam, aż woda się zagotuje, mogę zająć się zmielenie czarnych ziarenek i ubiciem śmietany z dwiema łyżkami cukru pudru.
Gdy zawartość tygielka zaczyna radośnie bulgotać, ściągam go z gazu i dodaję kawę. Naczynie z powrotem wraca na gaz. To ważny moment, musicie być bardzo ostrożni, żeby nie zalać kuchenki. Pozwalam, żeby woda pochłonęła kawę i ściągam od razu tygielek. To jednak nie koniec. Jeszcze dwa razy wraca on na palnik. Za każdym mieszam jego zawartość, aż do momentu uniesienia się piany. Pozostaje nam największy (dla niektórych) problem - fusy. Sprzedam Wam mały trik, który możecie wykorzystać również przy napoju przygotowywanym w szklance. Kilka kropli zimnej wody skutecznie przygwoździ fusy do dna naczynia.

Czas kończyć tę zabawę i oddać się chwili słodkiego lenistwa. Do wysokich szklanek nakładam po gałce lodów...no może ciut więcej (co będziemy sobie żałowali). Czas na odrobinę intrygującej egzotyki - pomarańczę. Jej smak wspaniale uzupełni lukę pomiędzy goryczą kawy, a słodyczą lodów i bitej śmietany. Przy okazji nada świeżości deserowi. Odkrawam ćwierć pomarańczy i  ten kawałek dzielę jeszcze na pół. Każdą z cząstek wyciskam do lodów. Za sokiem leci kawa. Jeszcze tylko odrobina białego, słodkiego puchu, na którego wierzch kładę kilka migdałowych płatków i szczyptę kakao.
Nareszcie możemy oddać się rozpuście! Chwilo trwaj!


Smacznego!

poniedziałek, 23 marca 2015

WIOSENNY KOKTAJL

Wreszcie nadeszła upragniona wiosna. Wprawdzie wczoraj dała o sobie znać jeszcze zima, ale nie poddajemy się z Martyną i staramy się myśleć pozytywnie. Mieliśmy ochotę na coś naprawdę dobrego, ale też będącego pożywną i zdrową przekąską. Wybór padł na orzeźwiający koktajl owocowy. Do tego celu wykorzystałem przepyszne truskawki, które zamroziliśmy w zeszłym roku i które od tego czasu niecierpliwie czekały na swój udział w jakimś przepisie.

Składniki: 

ok. 150g truskawek 

2 banany 

ok. 1/2 puszki mleka kokosowego 

2 - 3 szklanki mleka (w zależności od preferencji) 

wiórki kokosowe do dekoracji 

Do miski wrzucam truskawki. Ja skorzystałem z tych, które Martyna zamroziła pod koniec sezonu. Jeżeli jednak nie robicie zapasów, śmiało możecie użyć tych dostępnych w sklepach. Pojawiły się już pierwsze opakowania importowanych lub sięgnijcie po to co znajduje się w sklepowych chłodniach. Do czerwonych śliczności lecą banany pokrojone w plasterki - dodadzą naturalnej słodkości koktajlowi oraz sprawią, że będzie gęstszy. Następnie korzystając z blendera robię mus z wrzuconych do miski owoców.
Pora na trochę egzotyki. Do musu dodaję pół puszki (tak plus - minus) mleka kokosowego. Miksuję jeszcze chwilę, żeby składniki się dobrze połączyły. Koktajl jest w tej chwili naprawdę gesty. Przypomina bardziej krem niż napój. Pora go rozrzedzić. Do miski wlewam mleko. Ile go dodacie pozostawiam waszej decyzji. Jeżeli wolicie gęstszy koktajl to dodajcie, tak jak ja, 2 szklanki. Jeżeli ma być rzadszy - 3 (lub więcej).
Najwyższy czas przelać napój do kieliszków. Z podanych proporcji wyszły cztery porcje. Jeszcze tylko szczypta kokosowych wiórków do dekoracji...i można się delektować. Smak? Błękitne niebo, promienie słoneczne muskają naszą skórę, ptaków śpiew...jakaś palma...jest cudownie - pa pa zimo!


Smacznego!  


sobota, 14 marca 2015

CIASTKA Z BANANEM I MIODOWYM SYROPEM

Postanowiłem dziś przygotować coś z bananem. Początkowo myślałem o tym, żeby upiec go z dodatkiem miodu - kto jadł ten wie o co chodzi,  a tym którzy nie mieli jeszcze tej przyjemności, gorąco polecam. Zrezygnowałem - to by było zbyt proste. Chciałem skosztować coś nowego. A może by tak upiec banana w cieście? Czemu nie! Wybór padł na francuskie. 

Składniki: 

2 opakowania ciasta francuskiego 

4 banany 

3 łyżki masła 

1/2 szklanki miodu wielokwiatowego

1/2 szklanki wody 

migdałowe płatki do przybrania 


Skorzystam dziś z gotowego ciasta. Rozwijam je na blacie i kroję na na kwadraty o boku ok. 6-7 cm. Przy okazji w niewielkim rondlu rozpuszczam 3 łyżki masła.
Pora na naszego żółtego przyjaciela. Obieram go ze skóry i kroje na ćwiartki, które następnie przecinam jeszcze na pół - tym razem wzdłuż. Kawałki banana układam grzbietem w dół na wykrojonych kwadratach. Następnie łapię za brzegi ciasta i zlepiam je ze sobą. Odwracam pakiecik w dłoni i nacinam kilka razy w poprzek część ciasta okrywającą grzbiet banana. Kiedy uporam się już ze wszystkimi kawałkami, układam je na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Smaruję nacięte wierzchy roztopionym masłem i powierzam nagrzanemu do 200 stopni piekarnikowi na 20 minut, aby zyskały złocistą opaleniznę. I gotowe...

Postanowiłem jednak na tym nie kończyć. Jestem wielkim fanem bliskowschodnich słodkości ociekających różnego rodzaju syropami. Zrobię zatem coś podobnego. Do większej miski wlewam pół szklanki wody i dodaję do niej taką samą ilość miodu. Mieszam dokładnie, aby utworzył się cudowny syrop, którym nasączam jeszcze ciepłe ciasteczka. Na koniec kilka migdałowych płatków dla dekoracji i można zabrać się za to, na co wszyscy czekamy - upragnioną degustację!


Smacznego!

niedziela, 8 marca 2015

SPOSÓB NA SZYBKI...TORT

Ostatnio miałem strasznie mało czasu. Praca, wiosenne porządki na blogu, a tu wielkim krokami zbliżała się ważna rodzinna impreza - urodziny mojej mamy i szwagra. Zależało mi żeby pojawić się tam z pełnymi słodkości rękami, a nie iść na łatwiznę i zdać się na wyroby cukiernicze. Pokarze Wam jak wybrnąć z takiej sytuacji. 

Składniki: 

200g bez 

500g serka mascarpone 

400ml śmietany kremówki 

ananas i brzoskwinie lub inne owoce 

cukier puder 

cukier waniliowy 


Zaczynam od pokruszenia bez. Możecie wrzucić je do mocnej torebki śniadaniowej i zmiażdżyć w dłoniach. Okruchy dzielę na pół (po 100g) i wsypuję pierwszą partię na dno tortownicy. Pora na owoce. Odsączam 4 plastry ananasa i tyle samo połówek brzoskwini. Te pierwsze kroje na cztery, a te drugie wzdłuż i następnie w poprzek na grubsze paski. Połowę owoców wykładam na pokruszone bezy. 

Pora zrobić to co w tortach najbardziej kochamy - krem. Nie mam czasu na wymyślne opcje, więc stawiam na sprawdzony sposób. W dużym naczyniu ląduje śmietana i mascarpone. Spora łyżeczka cukru waniliowego (możecie użyć też wanilinowego, choć osobiście wolę ten pierwszy) do smaku i odpalam mikser. W trakcie ubijania dodaje partiami cukier puder, 6-7 łyżek żeby było odpowiednio słodko. Kiedy krem zrobi się naprawdę gęsty, delikatnie przekładam jego cześć do tortownicy i rozprowadzam ostrożnie, żeby za bardzo nie przemieścić spodu i owoców. Kolejna warstwa to powtórzenie poprzednich czynności - bezowe okruchy, owoce i reszta kremu na wierzch.
Powierzam deser zamrażalnikowi. 

Kiedy tort zastyga mogę zabrać się za obmyślenie jakiejś dekoracji. W moje ręce wpadła tabliczka mlecznej czekolady. Rozpuszczam ją w kąpieli wodnej. Na płaskim talerzu kładę papier do pieczenia wycięty w kształt koła.  Następnie nabierając łyżeczką czekoladę robię na tym papierze artystyczne maziaje. Możecie uzyskać też ciekawy efekt robiąc wzór z ciemnej i białej czekolady lub wymyślić inną dekorację wierzchu. Talerz chowam na 10 minut do lodówki, żeby czekolada zastygła. Kiedy jest już gotowa przekładam ja delikatnie i szybko (czekolada zaczyna się od razu topić od ciepła rąk) na wierzch tortu i chowam z powrotem całość do zamrażalnika.


Smacznego!