poniedziałek, 18 maja 2015

SPOSÓB NA SZYBKI...PLACEK CZEKOLADOWO-TRUSKAWKOWY

Powoli, nieśmiało zaczyna się nam sezon na truskawki. Postanowiłem dziś przygotować prosty i szybki placek, w którym te pyszne owoce zagrają jedną z głównych ról. A jeśli dodać do tego jeszcze cudowny czekoladowy smak... 

Składniki: 

9 łyżek kaszy manny 

3 szklanki mleka 

4 łyżeczki kakao 

4 - 5 łyżek konfitury truskawkowej 

laska wanilii

Do garnka o grubym dnie wlewam trzy szklanki mleka. Dodaję cztery łyżeczki kakao i miąższ z całej laski wanilii. Stawiam garnek na średnim gazie i gotuję jego zawartość co jakiś czas mieszając. Kiedy mleko, a w zasadzie kakao, jest już ciepłe dodaję do niego kaszy manny. Momentalnie w garnku robi się pełno grudek, więc zaczynam energicznie mieszać całość trzepaczką. Trzeba się trochę napracować, wiem jednak, że efekt końcowy wynagrodzi mi te trudy. Kiedy masa zrobi się gęsta dodaję truskawek. W sezonie możecie użyć świeżych owoców i dosłodzić całość cukrem lub miodem, ja jednak skorzystałem z naszych zeszłorocznych zapasów - a dokładnie konfitury truskawkowej. Dodaje cztery potężne łyżki tego przysmaku. Jeszcze chwilę mieszam całość na gazie, aż kasza maksymalnie zgęstnieje. Pod ręką mam już przygotowaną miskę. Smaruję jej ścianki cienką warstwą tłuszczu. Następnie przekładam masę do naczynia. Odstawiam do wystudzenia.
Przed podaniem wystarczy przykryć miskę talerzem i obrócić...a na talerzu pozostaję kuszący zapachem czekolady i owoców placek.



Smacznego!

niedziela, 10 maja 2015

DESER DAKTYLOWY

W zeszłym tygodniu zaprezentowałem Wam deser bez dodatku cukru. Dziś chciałbym pociągnąć dalej ten temat. Inspiracją do stworzenia tego przepisu stały się wspomnienia z ostatnich wakacji, które spędziliśmy z Martyną na Cyprze Północnym. Mieliśmy możliwość skosztować tam wielu przysmaków, których bazą (jak się później okazało) były owoce m.in. figi i daktyle. Postanowiłem odtworzyć ten smak. Co z tego wyszło? Sprawdźcie sami. 

Składniki: 

400g daktyli 

1/4 kostki masła

50-60g orzechów włoskich 

2-3 łyżeczki sezamu 

wiórki kokosowe 

2 łyżeczki kardamonu 

Daktyle kroję na drobne kawałki. Użyłem suszonych owoców, bo takie akurat były dostępne na moim osiedlu. Myślę jednak, że doskonały efekt uzyskacie też ze świeżymi daktylami.
Orzechy kroję nożem na grubsze kawałki. Na patelni rozgrzewam masło. Nie byłem pewny co do jego ilości, jednak okazała się odpowiednia. Pamiętajcie - to ma być słodkie, a nie tłuste.
Na masełko lądują daktyle. Smażę je, aż zaczną stapiać się w jednolitą masę. Wtedy dorzucam do nich sezam, orzechy oraz kardamon. Uwielbiam smak i zapach tej przyprawy. Będzie świetnie pasowała do egzotycznego charakteru tej rolady.
Ściągam patelnie z ognia i jeszcze chwile mieszam całość. Po kuchni rozchodzi się zapach palonego karmelu...i taki jest też smak: słodki, a zarazem wyrazisty, z lekka nutką goryczki. Jeżeli wolicie jednak czystą słodycz, możecie dodać na koniec odrobinę miodu wielokwiatowego. Myślę też, że wykorzystanie świeżych daktyli, a nie suszonych da inny efekt końcowy.
Na stole rozciągam folię spożywczą. Wysypuję na nią warstwę wiórków kokosowych, na której następnie ląduje słodka masa. Jej wierzch również traktuję białą posypką. Teraz wystarczy całość dobrze zawinąć, ścisnąć tu i tam i uformować w wałek. Deser ląduje w lodówce. W mojej spędził całą  noc, ale jestem przekonany, że już po 3-4 godzinach będzie dobry do krojenia i jedzenia. 


Smacznego!

sobota, 2 maja 2015

OWOCOWE KREMY MOJEGO TATY

Potrzeba jest matką wynalazku. Ostatnio lekarz mojej mamy zalecił jej odstawienie na miesiąc cukru. Dla niektórych nie stanowiłoby to problemu - byłaby to trudna, lecz satysfakcjonująca (zdrowa) przerwa. Moja mama jednak (podobnie jak i ja) należy do ludzi, którzy uwielbiają dobre słodkości. Rozstanie z nimi, nawet na tak krótki okres, jest jak kara. Mój tata postanowił jej tę sytuację jakoś wynagrodzić, nie łamiąc jednocześnie zaleceń lekarza. W końcu, czego się nie robi dla ukochanej osoby!

Składniki: 

2 awokado 

dojrzałe mango 

dojrzały banan 

3 łyżeczki kakao 

5 łyżeczek miodu wielokwiatowego 

śmietana do ubicia (250g) 


Te desery są naprawdę proste, pyszne i zdrowe. Będziecie zaskoczeni efektem końcowym - jedząc je po raz pierwszy sam nie mogłem uwierzyć, że to są tylko owoce. Zaprezentuję Wam dziś dwa warianty kremu. Ilość kombinacji jakie można jeszcze stworzyć jest ograniczona jedynie naszą wyobraźnią. Dobra! Szkoda więcej gadać i zachwalać...przekonajcie się sami - zaczynajmy!

Do pierwszego wariantu potrzebuję jednego awokado, banana, kakao i miodu. W blenderze ląduje pokrojony w plasterki banan. Awokado kroję na pół, pozbawiam pestki i oddzielam miąższ od skórki. Zielone kawałki dołączają do banana. Dodaję jeszcze 3 łyżeczki kakao oraz taka sama ilość miodu. Odpalam blender na najwyższych obrotach i już po chwili kawałki zamieniają się w gładki krem, który można przełożyć do miseczek. Z tych proporcji uzyskujemy dwa duże desery lub cztery mniejsze. Jeszcze dekoracja z bitej śmietany i słodkości znikają w lodówce.

Do drugiego wariantu potrzebne będzie mango (im dojrzalsze tym słodsze), awokado oraz miód. Miąższ z tego pierwszego oddzielony od pestki i skórki wrzucam do blendera i dodaję dwie łyżeczki miodu. Jeżeli owoc jest naprawdę słodki, możecie ograniczyć ilość złocistego płynu lub całkiem go wyeliminować. Dla mnie jednak jest ona idealna. Z awokado postępuję tak jak w pierwszym przepisie. Jeszcze tylko chwila i ostrza blendera zmieniają owoce w zielony krem. Na wierzch daję odrobinę bitej śmietany i porcje deseru lądują w lodówce. Niech oba desery odpoczną tam godzinę. Dzięki tato :-)


Smacznego!  

niedziela, 26 kwietnia 2015

BLOK CZEKOLADOWY Z PISTACJAMI

Jesteśmy z Martyną wielkimi fanami tego deseru. Wiem jednak, że dla niektórych z Was jest on złym wspomnieniem minionej epoki. Do osób tych należy również moja mama, która raczej słodkościami nie gardzi. Pospolity, mdły, bardziej z wyobrażeniem, niż smakiem czekolady. Chciałbym Wam jednak dziś pokazać, że wystarczy zadbać o odpowiednie składniki, a efekt końcowy zatrze wszelkie złe wspomnienia. 

Składniki: 

opakowanie mleka w proszku (400g) 

kostka masła 200g

szklanka cukru trzcinowego 

pół szklanki mleka 

tabliczka gorzkiej czekolady 

4 duże łyżki kakao 

herbatniki pełnoziarniste (ok. 100 - 125g)

200g pistacji 

150 - 200g rodzynek 

laska wanilii 

sezam do przybrania 



Do garnka o grubym dnie wlewam pół szklanki mleka. W jej ślady idzie kostka masła i cukier. Stawiam garnek na niewielkim gazie i delikatnie mieszając pozwalam rozpuścić się jego zawartości.
Pora na dodatki, które sprawią, że blok będzie miał więcej wspólnego z czekoladą niż tylko nazwę. W garnku ląduje połamana na drobne kawałki tabliczka gorzkiej czekolady i cztery kopiaste łyżki dobrego kakao. Przecinam jeszcze laskę wanilii i do pozostałych składników dołącza jej aromatyczny miąższ. Warto teraz dobrze całość zamieszać łyżką albo trzepaczką żeby rozprowadzić powstałe grudki.
Masa przypomina teraz smołę, jednak przyjemny, pobudzający endorfiny zapach zwiastuje przyjemność i rozkosze podniebienia. Nie ma co przedłużać, czas przejść do kolejnego etapu. 

Pora dodać mleko w proszku. Wsypuję je porcjami mieszając przy tym cały czas,  tak żeby nie zrobiły się grudki. Kiedy masa zaczyna gęstnieć ściągam ja z gazu i dodaje połamane herbatniki, rodzynki oraz obrane pistacje. Jeszcze kilka ruchów łyżką i mogę przełożyć całość do naczynia. Ja użyłem żaroodpornego, ale równie dobrze możecie wyłożyć blachę papierem do pieczenia. Wierzch obsypuję sezamem.
Blok jest już gotowy...no prawie - trzeba poczekać (ze 2 godziny) aż masa zastgnie w lodówce...a tu ślinka cieknie. 


Smacznego!  

niedziela, 19 kwietnia 2015

KAWA Z KOGLEM MOGLEM

Dziś postanowiłem przygotować małe co nieco. Jestem fanem słodkości przygotowanych z żółtek. Adwokat? Tak! Zabajone? Nie odmawiam! Nie może więc zabraknąć w tym towarzystwie smaku dzieciństwa - kremu kogel mogel. Jest to prosty i cudowny deser, a także wspaniała baza do różnych eksperymentów. Dziś postanowiłem połączyć go z mocną, aromatyczną kawą.

Składniki: 

1 żółtko 

3-4 łyżeczek cukru pudru 

1/3 laski wanilii 

dwie filiżanki wody mineralnej 

4-5 łyżeczek kawy   

Zaczynam od ukręcenia kremu. Robię to w najfajniejszy sposób, czyli ucieram łyżeczką żółtka z cukrem w kubku. Kiedy krem jest już puszysty, odcinam kawałek wanilii (ok. 1/3 laski), kroję go wzdłuż i czubkiem noża wydobywam ten wspaniały miąższ. Przekładam go do kubka i jeszcze chwilę całość energicznie kręcę. Muszę się bardzo pilnować, aby od razu nie pochłonąć tej pyszności.
Żeby odegnać tą myśl zabieram się za kolejny ważny składnik, jakim jest kawa. Do tygielka wlewam dwie filiżanki wody i stawiam całość na małym gazie. Zanim woda się zagotuje zdążę zmielić kawę. Do gorącej wody wsypuję 5 czubatych łyżeczek kawy.  Zależy mi na uzyskaniu gorzkiego, mocnego naparu, ponieważ czeka na niego super słodki kogel mogel. Jeszcze trzykrotnie gotuję całość. Kiedy kawa jest już gotowa zalewam ją odrobiną zimnej wody, aby na dno tygielka opadły fusy.

Czas połączyć gorycz i moc z rozkoszami podniebienia. Chwytam mój kubek i dolewając kawę małymi porcjami energicznie rozrabiam jego cenną zawartość, tak żeby się nie zważył. Kiedy jestem już spokojny o krem, dolewam resztę znajdującego się tygielku płynu. Jeszcze kilka ruchów łyżeczką. Dwie filiżanki już niecierpliwie czekają na stole. Nareszcie możemy zabrać się za upragnioną degustację.


Smacznego!


niedziela, 12 kwietnia 2015

OMLET Z OTRĘBAMI I GRUSZKAMI

Dzień dobry!
Nie ma jak pożywne śniadanko. W związku, że nie mieliśmy świeżego pieczywa, a nie bardzo chciało się nam opuszczać nasze przytulne gniazdko nad ranem, postanowiliśmy zrobić sobie omlet. Prosty, pyszny i co najważniejsze (zgodnie z najnowszymi trendami) bardzo zdrowy...choć dla nas najważniejsze były dwie pierwsze zalety. To danie pozytywnie naładowało nas na cały dzień.

Składniki: 

2 jajka i 2 białka  

2 łyżki mąki pszennej pełnoziarnistej 

łyżka otrębów owsianych 

łyżka otrębów żytnich 

łyżka zarodków pszennych 

150g jogurtu naturalnego 

3 nieduże gruszki 

garść orzechów włoskich 

1/2 granatu 

garść pestek dyni 

100g kanapkowego serka śmietankowego 

szczypta soli i cynamonu 

łyżka masła do smażenia 


Zaczynamy od przygotowania ciasta na omlet. Do miski wbijamy 2 całe jajka i 2 białka. Dodajemy szczyptę soli i energicznie ubijamy trzepaczką. Następnie do miski leci jogurt w towarzystwie mąki, otrębów i pszennych zarodków. Jeszcze chwila energicznej pracy trzepaczką i ciasto gotowe. Odstawiamy na bok, niech sobie odpocznie.

Gruszki obieramy ze skórki i kroimy na ćwiartki, a następnie pozbawiamy gniazd nasiennych. Orzechy siekamy na drobniejsze kawałki. W tym czasie możemy zacząć rozpuszczać na niewielkim ogniu masło na patelni. Kiedy się rozpuści, lądują na nie nasze gruszki i orzechy. Podsmażamy chwilę i na koniec doprawiamy cynamonem - jakże by mogło go zabraknąć. Przekładamy zawartość patelni na talerzyk. Na pozostałym na niej tłuszczu usmażymy nasz omlet.

Na patelnię spływa dostojnie zawartość miski. Kiedy się częściowo zetnie, przekładamy na wierzch gruszki z orzechami i  przykrywamy całość pokrywką na ok. 2 minuty. W tym czasie na drugą patelnie wrzucamy garść pestek dyni i prażymy je na złoty kolor. Pozostało tylko przekroić granat na pół i otworzyć serek. Gotowy omlet przekładamy na talerz i dekorujemy serkiem, pestkami i ziarenkami granatu. Widelce w dłoń! Sprawdźcie sami tą dawkę pysznej energii.



Smacznego!

 

 

 


poniedziałek, 30 marca 2015

DOLCE FAR NIENTE, CZYLI SŁODKA CHWILA Z KAWĄ i LODAMI

Ostatnio jesteśmy oboje strasznie zabiegani i rzadko mamy czas na małe przyjemności. Jeżeli już nadarzy się okazja, chcemy się nimi delektować. Jak sprawić, żeby taki moment był prawdziwą chwilą zapomnienia? Wiele nie będzie potrzebne.

Składniki: 

4-5 czubatych łyżeczek mielonej kawy 

3 filiżanki wody 

małe opakowanie lodów śmietankowych lub waniliowych 

1/4 pomarańczy 

ok. 200ml śmietany do ubicia 

2 łyżki cukru pudru 

płatki migdałowe do przybrania  


Kawę przygotowuję w mój ulubiony sposób - gotując ją w tygielku. Najpierw do naczynia wlewam 3 filiżanki wody. Gdybym przygotowywał samą kawę, dodałbym jeszcze cukru, ale ze względu na pozostałe składniki zrezygnują z tego. Tygielek stawiam na gazie. Kiedy czekam, aż woda się zagotuje, mogę zająć się zmielenie czarnych ziarenek i ubiciem śmietany z dwiema łyżkami cukru pudru.
Gdy zawartość tygielka zaczyna radośnie bulgotać, ściągam go z gazu i dodaję kawę. Naczynie z powrotem wraca na gaz. To ważny moment, musicie być bardzo ostrożni, żeby nie zalać kuchenki. Pozwalam, żeby woda pochłonęła kawę i ściągam od razu tygielek. To jednak nie koniec. Jeszcze dwa razy wraca on na palnik. Za każdym mieszam jego zawartość, aż do momentu uniesienia się piany. Pozostaje nam największy (dla niektórych) problem - fusy. Sprzedam Wam mały trik, który możecie wykorzystać również przy napoju przygotowywanym w szklance. Kilka kropli zimnej wody skutecznie przygwoździ fusy do dna naczynia.

Czas kończyć tę zabawę i oddać się chwili słodkiego lenistwa. Do wysokich szklanek nakładam po gałce lodów...no może ciut więcej (co będziemy sobie żałowali). Czas na odrobinę intrygującej egzotyki - pomarańczę. Jej smak wspaniale uzupełni lukę pomiędzy goryczą kawy, a słodyczą lodów i bitej śmietany. Przy okazji nada świeżości deserowi. Odkrawam ćwierć pomarańczy i  ten kawałek dzielę jeszcze na pół. Każdą z cząstek wyciskam do lodów. Za sokiem leci kawa. Jeszcze tylko odrobina białego, słodkiego puchu, na którego wierzch kładę kilka migdałowych płatków i szczyptę kakao.
Nareszcie możemy oddać się rozpuście! Chwilo trwaj!


Smacznego!

poniedziałek, 23 marca 2015

WIOSENNY KOKTAJL

Wreszcie nadeszła upragniona wiosna. Wprawdzie wczoraj dała o sobie znać jeszcze zima, ale nie poddajemy się z Martyną i staramy się myśleć pozytywnie. Mieliśmy ochotę na coś naprawdę dobrego, ale też będącego pożywną i zdrową przekąską. Wybór padł na orzeźwiający koktajl owocowy. Do tego celu wykorzystałem przepyszne truskawki, które zamroziliśmy w zeszłym roku i które od tego czasu niecierpliwie czekały na swój udział w jakimś przepisie.

Składniki: 

ok. 150g truskawek 

2 banany 

ok. 1/2 puszki mleka kokosowego 

2 - 3 szklanki mleka (w zależności od preferencji) 

wiórki kokosowe do dekoracji 

Do miski wrzucam truskawki. Ja skorzystałem z tych, które Martyna zamroziła pod koniec sezonu. Jeżeli jednak nie robicie zapasów, śmiało możecie użyć tych dostępnych w sklepach. Pojawiły się już pierwsze opakowania importowanych lub sięgnijcie po to co znajduje się w sklepowych chłodniach. Do czerwonych śliczności lecą banany pokrojone w plasterki - dodadzą naturalnej słodkości koktajlowi oraz sprawią, że będzie gęstszy. Następnie korzystając z blendera robię mus z wrzuconych do miski owoców.
Pora na trochę egzotyki. Do musu dodaję pół puszki (tak plus - minus) mleka kokosowego. Miksuję jeszcze chwilę, żeby składniki się dobrze połączyły. Koktajl jest w tej chwili naprawdę gesty. Przypomina bardziej krem niż napój. Pora go rozrzedzić. Do miski wlewam mleko. Ile go dodacie pozostawiam waszej decyzji. Jeżeli wolicie gęstszy koktajl to dodajcie, tak jak ja, 2 szklanki. Jeżeli ma być rzadszy - 3 (lub więcej).
Najwyższy czas przelać napój do kieliszków. Z podanych proporcji wyszły cztery porcje. Jeszcze tylko szczypta kokosowych wiórków do dekoracji...i można się delektować. Smak? Błękitne niebo, promienie słoneczne muskają naszą skórę, ptaków śpiew...jakaś palma...jest cudownie - pa pa zimo!


Smacznego!  


sobota, 14 marca 2015

CIASTKA Z BANANEM I MIODOWYM SYROPEM

Postanowiłem dziś przygotować coś z bananem. Początkowo myślałem o tym, żeby upiec go z dodatkiem miodu - kto jadł ten wie o co chodzi,  a tym którzy nie mieli jeszcze tej przyjemności, gorąco polecam. Zrezygnowałem - to by było zbyt proste. Chciałem skosztować coś nowego. A może by tak upiec banana w cieście? Czemu nie! Wybór padł na francuskie. 

Składniki: 

2 opakowania ciasta francuskiego 

4 banany 

3 łyżki masła 

1/2 szklanki miodu wielokwiatowego

1/2 szklanki wody 

migdałowe płatki do przybrania 


Skorzystam dziś z gotowego ciasta. Rozwijam je na blacie i kroję na na kwadraty o boku ok. 6-7 cm. Przy okazji w niewielkim rondlu rozpuszczam 3 łyżki masła.
Pora na naszego żółtego przyjaciela. Obieram go ze skóry i kroje na ćwiartki, które następnie przecinam jeszcze na pół - tym razem wzdłuż. Kawałki banana układam grzbietem w dół na wykrojonych kwadratach. Następnie łapię za brzegi ciasta i zlepiam je ze sobą. Odwracam pakiecik w dłoni i nacinam kilka razy w poprzek część ciasta okrywającą grzbiet banana. Kiedy uporam się już ze wszystkimi kawałkami, układam je na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Smaruję nacięte wierzchy roztopionym masłem i powierzam nagrzanemu do 200 stopni piekarnikowi na 20 minut, aby zyskały złocistą opaleniznę. I gotowe...

Postanowiłem jednak na tym nie kończyć. Jestem wielkim fanem bliskowschodnich słodkości ociekających różnego rodzaju syropami. Zrobię zatem coś podobnego. Do większej miski wlewam pół szklanki wody i dodaję do niej taką samą ilość miodu. Mieszam dokładnie, aby utworzył się cudowny syrop, którym nasączam jeszcze ciepłe ciasteczka. Na koniec kilka migdałowych płatków dla dekoracji i można zabrać się za to, na co wszyscy czekamy - upragnioną degustację!


Smacznego!

niedziela, 8 marca 2015

SPOSÓB NA SZYBKI...TORT

Ostatnio miałem strasznie mało czasu. Praca, wiosenne porządki na blogu, a tu wielkim krokami zbliżała się ważna rodzinna impreza - urodziny mojej mamy i szwagra. Zależało mi żeby pojawić się tam z pełnymi słodkości rękami, a nie iść na łatwiznę i zdać się na wyroby cukiernicze. Pokarze Wam jak wybrnąć z takiej sytuacji. 

Składniki: 

200g bez 

500g serka mascarpone 

400ml śmietany kremówki 

ananas i brzoskwinie lub inne owoce 

cukier puder 

cukier waniliowy 


Zaczynam od pokruszenia bez. Możecie wrzucić je do mocnej torebki śniadaniowej i zmiażdżyć w dłoniach. Okruchy dzielę na pół (po 100g) i wsypuję pierwszą partię na dno tortownicy. Pora na owoce. Odsączam 4 plastry ananasa i tyle samo połówek brzoskwini. Te pierwsze kroje na cztery, a te drugie wzdłuż i następnie w poprzek na grubsze paski. Połowę owoców wykładam na pokruszone bezy. 

Pora zrobić to co w tortach najbardziej kochamy - krem. Nie mam czasu na wymyślne opcje, więc stawiam na sprawdzony sposób. W dużym naczyniu ląduje śmietana i mascarpone. Spora łyżeczka cukru waniliowego (możecie użyć też wanilinowego, choć osobiście wolę ten pierwszy) do smaku i odpalam mikser. W trakcie ubijania dodaje partiami cukier puder, 6-7 łyżek żeby było odpowiednio słodko. Kiedy krem zrobi się naprawdę gęsty, delikatnie przekładam jego cześć do tortownicy i rozprowadzam ostrożnie, żeby za bardzo nie przemieścić spodu i owoców. Kolejna warstwa to powtórzenie poprzednich czynności - bezowe okruchy, owoce i reszta kremu na wierzch.
Powierzam deser zamrażalnikowi. 

Kiedy tort zastyga mogę zabrać się za obmyślenie jakiejś dekoracji. W moje ręce wpadła tabliczka mlecznej czekolady. Rozpuszczam ją w kąpieli wodnej. Na płaskim talerzu kładę papier do pieczenia wycięty w kształt koła.  Następnie nabierając łyżeczką czekoladę robię na tym papierze artystyczne maziaje. Możecie uzyskać też ciekawy efekt robiąc wzór z ciemnej i białej czekolady lub wymyślić inną dekorację wierzchu. Talerz chowam na 10 minut do lodówki, żeby czekolada zastygła. Kiedy jest już gotowa przekładam ja delikatnie i szybko (czekolada zaczyna się od razu topić od ciepła rąk) na wierzch tortu i chowam z powrotem całość do zamrażalnika.


Smacznego!

niedziela, 22 lutego 2015

TARTA Z TUŃCZYKIEM I KREWETKAMI

Z inspiracjami jest tak, że są czasem dziełem konieczności. Zawsze po karnawale zostają nam w lodówce jakieś "resztki". Tuńczyk z którego miała być pasta...zmrożone na kość w zamrażalniku krewetki, które miały zagrać główną rolę w jakimś egzotycznym hicie...trochę tego i owego. Żal wyrzucić, żal zostawić na zapomnienie i zmarnowanie... Postanowiłem zatem z tych różnych puzzli ułożyć ładny i smaczny obrazek.

Składniki: 

szklanka mąki pszennej pełnoziarnistej

szklanka otrębów pszennych 

łyżeczka siemienia lnianego 

łyżeczka sezamu 

kostka masła 200g

puszka tuńczyka 

opakowanie krewetek koktajlowych 250g 

puszka pomidorów 

6 - 9 suszonych pomidorów 

po dużej garści czarnych i zielonych oliwek 

świeża bazylia lub natka do przybrania 

Zaczynam od przygotowania solidnej podstawy dla mojego dania. Do dużej miski wsypuję mąkę ( wykorzystałem pszenną pełnoziarnistą, ale możecie użyć innej), otręby i nasiona. Dorzucam szczyptę soli i mieszam całość kilkakrotnie. W rondlu rozpuszczam masło. Kiedy jest już płynne polewam nim składniki w misce, a następnie zagniatam z nich kruche ciasto. Może nie wygląda to jeszcze zbyt pięknie, ale masełko zrobiło swoje i na pewno pachnie to cudownie. Wylepiam ciastem formę do tarty, która następnie ląduje w nagrzanym do 180 stopni piekarniku.

Mam teraz 15 minut aby przygotować farsz. Na początek na rozgrzaną patelnię lądują rozmrożone krewetki. Wystarczy im jakieś 5-6 minut. Jeżeli macie jakieś inne owoce morza to możecie śmiało je dodać. Do miski wrzucam odcedzonego tuńczyka i zabieram się za krojenie suszonych pomidorów (w paski) i oliwek (na pół). Ściągam patelnię z gazu i przekładam krewetki do czekającej już na nie ryby. Do towarzystwa dołączają pokrojone oliwki i pomidory. Trochę świeżo zmielonego czarnego pieprzu, słodka papryka, szczypta soli, - doprawiam ostrożnie, ponieważ wierzę, że składniki obronią się same. Na koniec otwieram puszkę pomidorów i nożem siekam z grubsza jej zawartość. To ostatni potrzebny składnik. Czas to wszystko dokładnie wymieszać, ponieważ z piekarnika coraz mocniej uwalnia się cudowny aromat ciasta. Wyciągam szybko tartę, napełniam jej wnętrze i ponownie powierzam piekarnikowi na jakieś 30 minut.
Gotowe ciasto dekoruję aromatyczną bazylią z krzaczka, który rośnie w naszej kuchni. Jeżeli nie macie bazylii możecie śmiało wykorzystać natkę pietruszki, roszponkę albo inną smakowitą zieleninę.


Smacznego!  

czwartek, 12 lutego 2015

PĄCZKI PO RAZ PIERWSZY

Dziś jest jedno z najważniejszych świąt w roku... no prawie najważniejsze. Postanowiliśmy zatem wspólnie z Martyną odpowiednio je uczcić i przygotować tradycyjne, domowe pączki. Muszę się Wam przyznać, że nigdy jeszcze nie robiłem tych smakołyków, mimo że jestem ich wielkim fanem. Miałem jednak tę przyjemność, że u mego boku stał ekspert, który dzięki wiedzy wyniesionej z domu, znał się na rzeczy.

Składniki: 

1kg mąki pszennej

60g świeżych drożdży 

120g brązowego cukru 

500ml mleka 

6 jajek 

120g masła 

opakowanie cukru waniliowego lub laska wanilii 

40ml spirytusu 

szczypta soli 

konfitura/dżem/marmolada 

smalec do smażenia (my użyliśmy 12 kostek), opcjonalnie olej 

Na początek robimy rozczyn. W wysokiej misce rozdrabniam drożdże, dodaję dwie łyżki mąki, trzy łyżki cukru i 1/3 szklanki ciepłego mleka. Odstawiam pod przykryciem na ok. 30 minut aż wyrośnie. W tym czasie Martyna wysypuje na stolnicę pozostałą mąkę i robi w niej zagłębienie. To bardzo ważne, bo zaraz dodamy tu różne magiczne składniki.
Z jednego jajka, 5 żółtek, pozostałego cukru, szczypty soli i cukru waniliowego kręcę puszysty kogel-mogel. Dodajemy go następnie do przygotowanej mąki. Za kremem leci kolejno rozczyn, podgrzane mleko i rozpuszczone masło. Na koniec coś ekstra - 40ml spirytus. Dzięki niemu pączki nie nasiąkną tak bardzo tłuszczem. Zagniatamy z tych składników ciasto. Trzeba pamiętać przy tym, aby nie straciło lepkości - czyli rozsądnie podsypujemy mąką. Gotowe ciasto odstawiam pod przykryciem do wyrośnięcia na godzinę.

Kiedy ciasto podwoi swoją objętość wyrabiamy je jeszcze pięć minut. Następnie każde z nas odrywa po kawałku, który rozpłaszczamy w dłoniach i na jego środek kładziemy nadzienie. My zdecydowaliśmy się na powidła śliwkowe. Sklejamy brzegi i formujemy pączki. Kładziemy je na lekko podsypaną mąką stolnicę i po raz trzeci odstawiamy do wyrośnięcia (kolejne 30 minut) pod przykryciem.

W tym czasie Martyna w szerokim garnku rozgrzewa smalec. To najlepszy tłuszcz do smażenia pączków, ale jeżeli go nie macie lub nie lubicie to możecie wykorzystać olej. Najlepiej sprawdzić jego temperaturę wrzucając kawałek ciasta, chleba lub ziemniaka - jeżeli od razu wypłynie to znaczy, że temperatura jest już odpowiednia do smażenia. Wrzucamy pączki partiami i smażymy z obu stron po około 1 minucie. Kiedy mają już ładny, brązowy kolor wyjmujemy je cedzakiem na talerz pokryty papierowym ręcznikiem. Gdy przestygną chwilę posypuję je cukrem pudrem. Możecie zrobić też polewę lukrową. Pączki są jeszcze gorące, ale ręka jakoś sama wyciąga się...chwyta...na ciepło są tak samo pyszne jak ostudzone. A może nawet pyszniejsze?
Sprawdźcie sami i napiszcie jakie Wy lubicie jeść pączki:-)



Smacznego!

piątek, 6 lutego 2015

CIASTO CYTRYNOWE Z LIMONCELLO I MIGDAŁOWYM KREMEM

Karnawał to czas zabawy, intensywnych barw i smaków. Postanowiłem w związku z tą okazją przygotować wyjątkowe ciasto. Cytrynowe. Nie takie zwykłe, z lekkim aromatem żółtej skórki... Postanowiłem zrobić ciasto na miarę karnawału - eksplodujące swoją mocą i intensywnością, niczym południowoamerykański festiwal. Żeby podkręcić ten efekt dodam do niego nie tylko pachnące owoce, ale również mojego likieru cytrynowego. A całość przyozdobi przepyszny migdałowy krem.   

Składniki: 

osełka masła (300g) 

6 jajek 

2 szklanki mąki pszennej

0,5 szklanki mąki ziemniaczanej 

2 szklanki cukru 

2 łyżeczki proszku do pieczenia 

3 cytryny 

250ml limoncello lub dobrej cytrynówki/likieru cytrynowego 

250ml śmietany  

duże opakowanie sera mascarpone (500g) lub dwa małe 

cukier puder 

50g migdałów 

Na początek biorę dużą miskę - to właśnie w niej będą działy się wszystkie czary. Wrzucam lekko rozpuszczoną osełkę i dodaję do niej szklankę cukru. Ustawiam mikser na średnie obroty. Kiedy z cukru i masła powstaje gładka masa, dodaję do niej po jednym żółtku - białka zostawiam na później. Do gotowego kremu dodaję obie mąki, proszek do pieczenia, startą skórkę z cytryn i wyciśnięty z nich sok. Miksuję wszystko do uzyskania jednolitej masy.
Pora na ostatni, najważniejszy składnik. Zapewne pamiętacie mój likier cytrynowy. Dodaję 150 ml. Możecie użyć też dobrej cytrynówki lub likieru cytrynowego - ważne żeby miały mocny, naturalny, cytrynowy smak. Jeszcze chwila pracy miksera i ciasto jest już prawie gotowe.

Czas na odstawione na bok białka. Szczypta soli, końcówki do ubijania i miksuję, aż powstanie sztywna piana. Dodaję ją następnie do wyrobionego wcześniej ciasta i delikatnie mieszam łyżką. Można teraz całość przełożyć do natłuszczonej i wysypanej mąka tortownicy. Czas powierzyć wszystko piekarnikowi nagrzanemu do 180 stopni - wiem, że nie skrzywdzi mojego ciasta. 50 - 60 minut sprawi, że nie tylko kuchnię wypełni cudowny zapach, ale też przyrumieni się wierzch mojego wypieku.

To nie koniec zabawy. Samo ciasto wyszłoby dosyć suche. Do niedużego rondla wrzucam pozostały cukier, cztery łyżki wody i 100 ml limoncello. Stawiam na niewielkim gazie i pozwalam składnikom zamienić się w przepyszny syrop.
Upieczone ciasto nakłuwam na całej powierzchni wykałaczką. Następnie polewam równomiernie przygotowanym przed chwilą syropem. Teraz chwila ciężkiej próby - ciasto musi ostygnąć. Mogę w tym czasie zająć myśli przygotowaniem kremu, którym udekoruję mój deser. Wykorzystam mój szybki i sprawdzony sposób. Zaczynam od posiekania w blenderze migdałów na drobny pył. Następnie do głębokiego naczynia wrzucam śmietanę i serek. Dodając partiami cukier (wedle wszego uznania) i migdały, ubijam mikserem całość na gładki krem, którym dekoruję wierzch ciasta.



Smacznego!  

         


piątek, 30 stycznia 2015

PTYSIE Z KREMEM KAWOWYM I CZEKOLADOWĄ CZAPĄ

Inspiracje na kolejne przepisy spadają czasem na mnie w nieoczekiwany sposób. Długo zastanawiałem się co przygotować dla Was tym razem. Kilka ostatnich dni rozwiało moje wątpliwości. Najpierw koleżanka wrzuciła na facebook-u zdjęcie wykonanych przez siebie ptysiów z bitą śmietaną, a kilka dni później oglądając z Martyną telewizję, trafiliśmy na program Rachel Khoo. I co? I też ptysie. Nie czekałem na trzeci znak. Po prostu zrobiłem te przepyszne słodkości! Bo któż nie lubi ptysiów?

Składniki: 

1 szklanka mąki 

1 szklanka wody 

ok. 140 g masła (odrobinę mniej niż 3/4 kostki masła)

4 jajka 

2 łyżeczki cukru 

łyżeczka soli 

400 ml śmietanki kremówki 

opakowanie serka mascarpone 

0,5 szklanki cukru pudru 

pół filiżanki mocnej kawy 

łyżeczka drobno zmielonej kawy 

2 tabliczka czekolady mlecznej 

 

Ciasta na ptysie nauczył mnie dziadek, przekazując jeden z rodzinnych sekretów, czyli przepis na sos chrzanowy. Jest ono jednym z jego składników. Do garnka lub rondla o dużym dnie wlewam wodę, w której rozpuszczam masło. Następnie ściągam garnek z gazu i dodaję mąkę, cukier i sól. Mieszam cały czas, aby nie powstały grudki. Co jakiś czas podgrzewam garnek nad gazem. Kiedy ciasto jest już gładkie i elastyczne (będzie odchodzić od łyżki i ścianek garnka), przekładam je do miski i odstawiam do ostygnięcia - w tym wypadku na balkon. Kiedy masa jest już chłodna, czas dodać do niej ostatni składnik. Wbijam kolejno jajka i używając miksera łączę wszystkie składniki do ponownego uzyskania jednolitej i gładkiej masy. Ciasto ląduje w rękawie cukierniczym, z którego następnie spływa na pokrytą papierem do pieczenia blachę. Możecie też wyłożyć je łyżką. Kształt ciastek zależy tylko od Waszej wyobraźni. Ja jednak postawiłem na klasykę. Pamiętajcie jedynie, aby zachować większe (2-3 cm) odstępy, bo ptysie jeszcze urosną. Czas powierzyć je nagrzanemu do 200 stopni piekarnikowi. Po 15 minutach przykręcam temperaturę, tak na 170 stopni. Daję im jeszcze ok. 20 minut, a potem wyłączam piekarnik i uchylam jego drzwiczki.

Pora zabrać się za to co w ptysiach najbardziej kochamy. Czyli dobre nadzienie. Na początek zaparzam mocną kawę. Niedużo - będę potrzebował pół filiżanki. Kiedy jest gotowa ląduje na balkonie. Kremówkę zaczynam ubijać z mascarpone, a następnie porcjami dodaję zimną kawę i cukier. Kiedy krem zaczyna mocno gęstnieć, dosypuję łyżeczkę drobno zmielonej kawy i  miksuję jeszcze chwilę.

Niektórzy posypują ptysie cukrem pudrem i deser gotowy. Ja jednak lubię styl eklerek - nie może więc zabraknąć konkretnej, czekoladowej czapy. Słodkie tabliczki rozpuszczam w kąpieli wodnej mieszając delikatnie, aby uzyskać gładką czekoladową masę. Wiecie, taką jak w tych reklamach szwajcarskich pralinek.

Gotowe ptysie, przecinam na pół. Przekładam kremem, a wierzchy dekoruję roztopiona czekoladą. Jeżeli macie silną wolę, możecie odstawić je do lodówki aby polewa stężała.
To prosty, szybki i przede wszystkim pyszny deser.  



Smacznego!

piątek, 23 stycznia 2015

MINI SERNICZKI MARTYNY

Uwielbiam wspólne przyrządzanie potraw i deserów z moją Martyną. Nie zawsze mamy na to czas, a niekiedy ... nawet chęć, ponieważ mamy różne podejście do kwestii gotowania - ona jest perfekcjonistką, a ja beztroskim artystą. Jeżeli jednak zdarzy nam się wspólna praca kulinarna, zabawa jest zawsze przednia. Tym razem za cel został obrany sernik. Moja ukochana jest mistrzynią w ich przyrządzaniu. A żeby trochę sprawę skomplikować padło na sernik w wersji mini.

Składniki (na 24 serniczki): 

opakowanie twarożku naturalnego (ok. 375g) 

dwa waniliowe serki homogenizowane 

ok. 160g herbatników 

3 jajka 

8 łyżek cukru 

2 kopiaste łyżki kakao 

2 łyżki mąki ziemniaczanej 

60g masła 

puszka brzoskwiń 

do dekoracji: czekolada mleczna, gorzka i biała 


Na początek rozpuszczamy masło w rondelku. Połamane herbatniki lądują w blenderze, który zamienia je w drobne okruszki. My użyliśmy do tego przepisu herbatników pełnoziarnistych, ale możecie też wziąć zwykłe albo zaszaleć i dodać krakersów. Przesypuję zawartość blendera do miski, dodaję kakao i rozpuszczone masło. Kilka ruchów łyżką i powstaje coś na kształt kruchego ciasta. Przy pełnowymiarowym serniku wylepilibyśmy nim blachę, a w tym wypadku zastąpią ją papilotki do babeczek.

Pora na masę serową. Ubijam białka na sztywną pianę, a w tym czasie Martyna z żółtek i cukru kręci puszysty krem. Kiedy jest już gotowy dodaje do niego (nie przestając korzystać z miksera) twarogu, serka homogenizowanego i mąki ziemniaczanej. Do połączonych dobrze składników, może dołączyć ostatni element masy, czyli ubita przeze mnie piana. Po jej dodaniu trzeba zamienić mikser na łyżkę i delikatnie wymieszać całość.

Nie mając przez chwilę zajęcia, zabrałem się za brzoskwinię. Pokroiłem ją na drobną kostkę, która następnie znajduje idealne miejsce w każdej z papilotek. Na koniec spływa do ich środka słodki, serowy puch. Papilotki wypełniamy tak do 4/5 wysokości.

Piekarnik ustawiony na 180 stopni. Możemy powierzyć mu nasze słodkości. Nie odchodzimy jednak na długo. Po jakiejś minucie zmniejszamy temperaturę do ok. 120-130. Wystarczy jakieś 20-25 minut żeby wierzch deseru zyskał delikatną złotą opaleniznę.

Do dekoracji tych słodkości wybraliśmy czekoladę. W jednym rondlu rozpuszczam mieszankę mlecznej i gorzkiej, w drugim tabliczkę białej. Na środek ostudzonych serników wylewam najpierw ciemną polewę, a następnie z białej robię artystyczne maziaje.


Smacznego!
   

  

piątek, 16 stycznia 2015

BABECZKI MOCCA

Ostatnio wpadli do nas starzy, dobrzy znajomi. Nie widzieliśmy się długi czas, dlatego wspaniale jest przy takiej okazji spokojnie posiedzieć i nie spiesząc się pogadać. Doskonale wspomaga takie pogaduchy towarzystwo dobrego jedzenia (o to zadbała Martyna) i kilku butelek wina. Ja pomyślałem o czymś co ukoronuje nasze spotkanie. Deser i kawa w jednym? Czemu nie! Przy okazji postanowiłem sprawdzić nowy przepis na ciasto do babeczek.

Składniki: 

2,5 filiżanki mąki 

0,5 filiżanki mleka 

1 filiżanka masła 

2 filiżanki brązowego cukru 

1,5 filiżanki dobrej mocnej kawy 

2 łyżki kakao 

2 łyżeczki proszku do pieczenia 

1 łyżeczka sody 

2 jajka 

tabliczka czekolady mlecznej 

do ubicia: ok. 400 ml słodkiej śmietany, opakowanie serka mascarpone i cukier puder 


To naprawdę proste do zapamiętania proporcje. Zapomnijcie o gramach, mililitrach i takich tam. Wszystko odmierzamy filiżankami lub łyżkami/łyżeczkami. Reszta pozostaje bez zmian. Zaczynam od rozgrzania piekarnika do ok. 200 stopni. Następnie przygotowuję kawę. Oczywiście robię to w mój ulubiony sposób - w tygielku. Możecie ją też zrobić w ekspresie lub w kawiarce, a nawet zalać ją w szklance i po zaparzeniu oddzielić od fusów. Pamiętajcie tylko o jednym: efekt końcowy musi być aromatyczny i mocny. Gotowy napój odstawiam do ostygnięcia.

To czas kiedy mogę przygotować sypkie składniki. Do dużej miski wpadają kolejno filiżanki z mąką oraz cukrem. Dla towarzystwa dosypuję kakao, proszek do pieczenia oraz sodę. Z zamrażalnika wyciągam tabliczkę czekolady - wstawiłem ją tam na ok. 10-15 minut. Pora zrobić pyszne kawałeczki. Jak niektórzy z Was może pamiętają mam na to sprawdzony sposób. Kilka solidnych ciosów tłuczkiem do mięsa załatwia sprawę i zawartość opakowania może dołączyć do pozostałych składników w misce. Mieszam całość z grubsza.

Pora na mokre składniki. Do głębokiego naczynia wlewam mleko, ostudzoną kawę i filiżankę roztopionego masła. Jeszcze dwa jajka i mieszam całość z kilkukrotnie.

Najwyższy czas zrobić z tych składników coś pysznego. Do miski z sypkimi wlewam te mokre i mieszam energicznie całość kilka razy. Pamiętajcie - tu nie ma miejsca na perfekcyjność, a mniej znaczy lepiej. Jeżeli widzę, że składniki się już połączył przestaję mieszać i zabieram się za napełnianie foremek, tak do 3/4 wysokości. Następnie porcja babeczek ląduje w piekarniku na jakieś 15-18 minut. Z podanych przeze mnie proporcji wychodzą dwie blachy po 12 babeczek każda. To idealna ilość.

Do dekoracji moich babeczek przygotowałem prosty krem śmietankowy. Do wysokiego naczynia wlewam kremówkę i dorzucam mascarpone. Mikser dostaje średnie obroty, które przy akompaniamencie kilku łyżek cukru pudru zmieniają białą, płynną masę w przepyszny krem.



Smacznego!      



środa, 7 stycznia 2015

POMARAŃCZOWE SERCA

Nowy rok. Po świąteczno - sylwestrowym szaleństwie każdy myśli o tym, żeby dać wytchnienie swojemu żołądkowi. Niełatwo jednak przestawić się z tych wszystkich pyszności na sucharki i wodę. Postanowiłem przygotować coś na szybko, co będzie lżejsze i zdrowsze ,niż to co jedliśmy przez ostatnie dni, a mimo swojej prostej formy będzie zachwycać smakiem. 

Składniki: 

400g płatków owsianych 

ok. 200g orzechów włoskich 

150g żurawiny 

duża pomarańcza 

4 jajka 

100g cukru trzcinowego 

3 łyżki miodu wielokwiatowego 


Zaczynam od przygotowania orzechów. Obieram je z łupinek - jeżeli macie paczkowane ten etap Wam odpada - i łamię na kawałki. Możecie je też pokroić, byle nie za drobno. Wprawdzie gwiazdą tego przepisu będzie kto inny, ale chcę żeby orzechy były wyczuwalne w ciastkach...zwłaszcza, że specjalnie je przygotuję. Wszystkie lądują na blachę, gdzie funduję im kąpiel w trzech łyżkach miodu. Następnie kilka minut w piekarniku nagrzanym do ok. 100 stopni sprawi, że staną się cudownie karmelowe. Po wyciągnięciu z piekarnika mieszam szybko całość, żeby żaden orzech nie został pominięty i wylewam płaski talerz pokryty papierem do pieczenia.

Czas na bazę moich ciastek. Do dużej miski wsypuję płatki i wrzucam żurawinę. Biorę pomarańczę i ścieram na drobnej tarce całą skórkę. Dobrze, jeżeli będzie to słodka, aromatyczna odmiana lub poleży trochę i dojrzeje - moja czekała już kilka dobrych dni na swój występ. Mieszam dokładnie zawartość miski. Pora na orzechy. Na papierze utworzył się duży cukierek. Łamie go na małe kawałeczki, które następnie dołączają do pozostałych składników. Co kilka porcji mieszam, żeby orzechy i kawałki miodowego karmelu nie sklejały się ze sobą.

Potrzebuję jeszcze czegoś co pozwoli na formowanie tej suchej masy. Oddzielam białka od żółtek. Z tych pierwszych ubijam sztywną pianę, dodając na szczyptę soli. Z tych drugich kręcę krem, dodając partiami cukier. Kiedy masa jest już gładka odcinam kawałek pomarańczy - tak z 1/5. Cały czas miksując żółtka, wyciskam sok z tego kawałka. Resztę zjem albo wycisnę do herbaty. Uwielbiam ten aromat. Nie wiem jak Wam, ale mi zapach pomarańczy zawsze kojarzy się z zimą, Świętami i Nowym Rokiem.

Na koniec mieszam ubite białka z kremem z żółtek i przelewam całość do miski z pozostałymi składnikami. Wystarczy energicznie wymieszać i można formować ciasteczka.
Pomyślałem, że zaszaleję trochę z kształtem i użyłem foremki którą, Martyna kupiła przed świętami z myślą o swoich cudownych  piernikach. Na wyłożoną papierem blachę kładę blaszane serduszko. Do jego środka przekładam słodką zawartość (którą lekko ją ugniatam) i zdejmuję foremkę. Tak samo robię z pozostałymi ciastkami. Następnie blacha ląduję na jakieś 15 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni. To idealna warunki, żeby ciastka zyskały ładną opaleniznę, a całe mieszkanie wypełnił kuszący aromat.



Smacznego!

Pomarańcze - wszyscy tańczą i ja tańczę

sobota, 3 stycznia 2015

Nowy rok - stary blog

Nowy rok to czas nowych możliwości. Wraz z jego nadejściem postanawiamy: zrobię to, zrobię tamto, przestanę robić coś innego. Długo zastanawiałem się co ja powinienem zrobić ze Smakami Miłości. Minął już cały rok od mojej ostatniej publikacji, a ja nie mogłem zdecydować...wrócić, zamknąć i zacząć od nowa, czy rzucić to wszystko... Byłem rozdarty... Nie przestałem spędzać twórczo czasu w kuchni, ale ciężko było mi przekazać to co robiłem na ekran komputera. Straciłem wenę. Myślę, że powodem mógł być ten cały kulinarny wyścig zbrojeń jaki serwuje nam telewizja i internet. Zastąpienie miłości i radości, bezduszną perfekcyjnością - przerostem formy nad treścią...
To jednak Wy, moi drodzy czytelnicy, pokazaliście mi przez ten rok, że się mylę. Dzięki Wam uwierzyłem, że są jeszcze ludzie, którzy doceniają kuchnie doprawioną przyprawą M. Wracam zatem i obiecuje, że będziemy się bawili w tym roku jeszcze lepiej niż w poprzednich. Już niebawem zamieszczę mój najnowszy przepis.
Na koniec (a może na początek) życzę Wam roku pełnego miłości i słodkiego życia.