Inspiracje na kolejne przepisy spadają czasem na mnie w nieoczekiwany sposób. Długo zastanawiałem się co przygotować dla Was tym razem. Kilka ostatnich dni rozwiało moje wątpliwości. Najpierw koleżanka wrzuciła na facebook-u zdjęcie wykonanych przez siebie ptysiów z bitą śmietaną, a kilka dni później oglądając z Martyną telewizję, trafiliśmy na program Rachel Khoo. I co? I też ptysie. Nie czekałem na trzeci znak. Po prostu zrobiłem te przepyszne słodkości! Bo któż nie lubi ptysiów?
Składniki:
1 szklanka mąki
1 szklanka wody
ok. 140 g masła (odrobinę mniej niż 3/4 kostki masła)
4 jajka
2 łyżeczki cukru
łyżeczka soli
400 ml śmietanki kremówki
opakowanie serka mascarpone
0,5 szklanki cukru pudru
pół filiżanki mocnej kawy
łyżeczka drobno zmielonej kawy
2 tabliczka czekolady mlecznej
Ciasta na ptysie nauczył mnie dziadek, przekazując jeden z rodzinnych sekretów, czyli przepis na sos chrzanowy. Jest ono jednym z jego składników. Do garnka lub rondla o dużym dnie wlewam wodę, w której rozpuszczam masło. Następnie ściągam garnek z gazu i dodaję mąkę, cukier i sól. Mieszam cały czas, aby nie powstały grudki. Co jakiś czas podgrzewam garnek nad gazem. Kiedy ciasto jest już gładkie i elastyczne (będzie odchodzić od łyżki i ścianek garnka), przekładam je do miski i odstawiam do ostygnięcia - w tym wypadku na balkon. Kiedy masa jest już chłodna, czas dodać do niej ostatni składnik. Wbijam kolejno jajka i używając miksera łączę wszystkie składniki do ponownego uzyskania jednolitej i gładkiej masy. Ciasto ląduje w rękawie cukierniczym, z którego następnie spływa na pokrytą papierem do pieczenia blachę. Możecie też wyłożyć je łyżką. Kształt ciastek zależy tylko od Waszej wyobraźni. Ja jednak postawiłem na klasykę. Pamiętajcie jedynie, aby zachować większe (2-3 cm) odstępy, bo ptysie jeszcze urosną. Czas powierzyć je nagrzanemu do 200 stopni piekarnikowi. Po 15 minutach przykręcam temperaturę, tak na 170 stopni. Daję im jeszcze ok. 20 minut, a potem wyłączam piekarnik i uchylam jego drzwiczki.
Pora zabrać się za to co w ptysiach najbardziej kochamy. Czyli dobre nadzienie. Na początek zaparzam mocną kawę. Niedużo - będę potrzebował pół filiżanki. Kiedy jest gotowa ląduje na balkonie. Kremówkę zaczynam ubijać z mascarpone, a następnie porcjami dodaję zimną kawę i cukier. Kiedy krem zaczyna mocno gęstnieć, dosypuję łyżeczkę drobno zmielonej kawy i miksuję jeszcze chwilę.
Niektórzy posypują ptysie cukrem pudrem i deser gotowy. Ja jednak lubię styl eklerek - nie może więc zabraknąć konkretnej, czekoladowej czapy. Słodkie tabliczki rozpuszczam w kąpieli wodnej mieszając delikatnie, aby uzyskać gładką czekoladową masę. Wiecie, taką jak w tych reklamach szwajcarskich pralinek.
Gotowe ptysie, przecinam na pół. Przekładam kremem, a wierzchy dekoruję roztopiona czekoladą. Jeżeli macie silną wolę, możecie odstawić je do lodówki aby polewa stężała.
To prosty, szybki i przede wszystkim pyszny deser.
Smacznego!