piątek, 13 grudnia 2013

PIECZONE JABŁKA Z NADZIENIEM ORZECHOWYM

Rozpusta. Czy musi oznaczać jedynie orgiastyczne desery z czekoladą, bitą śmietaną, karmelem i innymi pysznościami? Niekoniecznie. Dziś na kolację przygotowaliśmy sobie z moją Martyną prawdziwą ucztę, pełną cudownych smaków. Czystą słodkość! Jednak będzie to tym razem słodkość płynąca jedynie i wyłącznie z natury. Coś dla duszy i coś dla ciała, czyli zdrowia. Na  dodatek, jest to niesamowicie prosty i szybki do wykonania deser, a więc bez wymówek - do roboty! 

Składniki (dla dwóch osób):  

4 duże jabłka 

100g orzechów laskowych 

5 łyżek miodu 

2 łyżki rodzynek 

łyżeczka świeżo otartej skórki pomarańczowej 

cynamon 

Zaczynamy od jabłek. Wykrawamy z nich środki i wkładamy do lekko natłuszczonej formy. Pora na nadzienie. Orzechy siekam w blenderze (możecie zrobić też to nożem) na drobne kawałki, które następnie lądują w misce. Dodaję do nich 3 łyżki miodu, namoczone w wodzie rodzynki oraz otartą z pomarańczy skórkę. Może będziecie obawiali się, że to zbyt mocny akcent, że pomarańcza przysłoni smak jabłka i całej reszty. Moim zdaniem dzięki temu, że jest świeżo starta, a dodajemy jej jedynie małą łyżeczkę idealnie łączy się i dopełnia całości.
Dokładnie mieszam nadzienie, które następnie ląduję w wydrążonych jabłkach. Jeszce szczypta cynamonu na wierzch oraz resztą miodu polać po całości i można jabłka powierzyć piekarnikowi. Pół godziny w 180 stopniach jeżeli chcecie żeby były w miarę zwarte lub dodatkowych kilkanaście minut jeżeli mają wyjść bardzo miękkie. 


Smacznego! 

sobota, 30 listopada 2013

SMAK ZIMY: CZEKOLADOWE MUFFINY Z JABŁKIEM I CYNAMONEM

Dziś są Andrzejki, ale ten czas szybko leci... Za oknem wciąż panuje jesień, a nie tak dawno było lato. A ja mimo, że w zeszłym roku długo nas trzymała, już myślę o zimie i świętach, które są tuż tuż. Postanowiłem zatem przygotować smaki, które najbardziej kojarzą mi się z tym okresem. Przy okazji pokażę Wam, że jabłka i cynamon smakują świetnie nie tylko w szarlotce. A kakao może być dla nich wspaniałym towarzyszem.  


Składniki: 

2 i 3/4 szklanki mąki 

3 - 4 łyżki kakao 

3/4 szklanki cukru 

1 łyżka proszku do pieczenia 

łyżeczka sody 

opakowanie cynamonu 

1 i 1/2 łyżeczki cukru wanilinowego   

 

1 i 1/2  szklanki maślanki 

1/2 kostki masła (miękkiego lub roztopionego)  

2 jaja 

3 słodkie jabłka średniej wielkości  

cukier trzcinowy do posypania 

Ciasto na muffiny tradycyjnie przygotowuję w oddzielnych naczyniach. Najpierw do jednej miski wrzucam wszystkie składniki sypkie, które dokładnie mieszam. Następnie w drugim naczyniu z grubsza mieszam maślankę, 2 jajka i roztopione masło. Jabłka myję i obieram ze skórki. Miąższ oddzielam od gniazd nasiennych i kroję w grubą kostkę.  

Czas to wszystko zamienić w pyszne babeczki. Dodaję mokre składniki do sypkich i mieszam szybko całość. Na koniec wrzucam jabłka. Kilka ruchów łyżką i ciasto jest już idealne.  

Foremki do muffinów napełniam ciastem. Następnie każdą porcję posypuję słuszną warstwą trzcinowego cukru. Całość ląduję w piekarniku na 15-20 minut w temperaturze ok. 200 stopni. Po całym mieszkaniu roznosi się cudowny zapach cynamonu, kakao i pieczonych jabłek. Ten zapach, który dla mnie, obok zapachu pomarańczy i mandarynek, nierozerwalnie kojarzy się z zimą i zbliżającymi się świętami.  


Smacznego!  

czwartek, 21 listopada 2013

MÓJ PIERWSZY CHLEB

W kuchni kierowałem się zawsze pewną idea, którą ktoś, kiedyś, na demotywatorach lub innym czasopochłaniaczu ładnie ubrał w słowa: kromka chleba posmarowana z miłością smakuje lepiej, niż najbardziej wykwintne danie...albo coś w tym stylu. Mimo to nie udało mi się jeszcze żadnego chleba zrobić. Dziś postanowiłem to zmienić i upiec swoje pierwsze domowe pieczywo. Na mój debiut wybrałem (i lekko zmodyfikowałem) prosty przepis Nigelli Lawson z książki "Nigella ekspresowo" - własności mojej siostry. Zatem do dzieła!

Składniki: 

325g mąki żytniej razowej 

50g płatków żytnich 

50g płatków owsianych 

ok. 50g orzechów 

ok. 50g żurawiny 

250ml mleka 

250ml wody 

łyżeczka soli 

płaska łyżeczka gałki muszkatołowej 

opakowanie drożdży instant (7g) 

  

Do dużej miski wsypuję płatki i mąkę. Orzechy kroję na średniej wielkości kawałki - chce żeby były wyraźne w chlebie. Wybrałem dziś orzechy nerkowca i migdały, ale możecie użyć jakiejś innej ulubionej mieszanki. Dodaję je wraz z całą żurawiną do miski. Jeszcze łyżeczka soli i gałki muszkatołowej oraz drożdże i dokładnie mieszam. Na koniec dodaję mleko z wodą i jeszcze raz dokładnie łączę zawartość miski.  

Ciasto przekładam do foremki pojemności ok. 900-1000ml. Jeżeli nie jest to forma sylikonowa, wysmarujcie ją masłem/tłuszczem. Wstawiam do piekarnika. Najpierw chlebek piecze się w 110 stopniach przez 45 minut, a następnie zwiększam do 180 i daję mu jeszcze godzinę.

Upieczony chleb wyciągam z foremki i studzę na kratce. Trudno oprzeć się pokusie, żeby ukroić sobie ciepłą kromkę i zjeść posmarowaną masłem...albo miłością.


Smacznego! 

  

   

poniedziałek, 18 listopada 2013

SERCA OD SERCA

Dawno nie robiłem niczego wytrawnego. Tak dawno, że aż sama Martyna upomniała się, żebym przygotował coś bez bitej śmietany, czekolady i tym podobnych pyszności. Ma być smacznie i zdrowo, ale też pikantnie. Długo myślałem, stękałem i wzdychałem...co by tutaj upichcić na kolację? Miło jest zrobić dla ukochanej osoby jej ulubiony przysmak. Jeszcze przyjemniej, gdy jest to nasz wspólny przysmak (może trochę w tym egoizmu, ale nikt nie ma powodów by się obrażać). Oboje uwielbiamy wszelkiego rodzaju żołądki, flaczki, wątróbki i serca. Dziś wybór padł na te ostatnie - w pikantnej otulinie z sosu na bazie marchwi i pomidorów.  

Składniki: 

ok. 0,5 kg serc drobiowych 

pomidory w puszce 

2 czerwone cebule 

2 ząbki czosnku 

2 średniej wielkości marchewki 

przyprawy: po łyżeczce soli, świeżo zmielonego czarnego pieprzu, imbiru oraz kopiasta porcja chilli; 2 łyżeczki zmielonego kminku; 3 łyżeczki słodkiej papryki 

natka do przybrania 

Przygotowanie potrawy zaczynam od dokładnego opłukania serc i usunięcia z nich skrzepów. Zostawiam je na sicie do odsączenia i zabieram się za pozostałe składniki. Pod nóż lądują cebule - kroję je w kostkę. Następnie siekam bardzo drobno czosnek. Pora na pozostałe witaminki. Umyte marchewki obieram i ścieram na największych oczkach tarki. Na koniec zajmuję się pomidorami. Możecie kupić przecier albo koncentrat, ale lepszy smak dadzą całe pomidory z puszki. Wystarczy je odrobinę posiekać nożem i dodać wraz z zalewą do przygotowywanej potrawy. 

Składniki są już gotowe, zatem czas zabrać się za realizację. Biorę garnek o grubym dnie i na jego spód wlewam odrobinę oliwy. Do środka podąża cebula. Kiedy już się odrobinę zeszkli dorzucam gwiazdy tego wieczoru, czyli serca drobiowe. Pozwalam im się dobrze zarumienić. Kiedy są już dobre dodaję do garnka pozostałe składniki. Wsypuję przyprawy. Dolewam odrobinę wody - jeżeli serca puszczą dużo soku nie musicie tego robić - i zaczynam gotować pod przykryciem ok. 30-40 minut. Co jakiś czas zaglądam do nich i mieszam całość. 

Gotowe danie możecie podać z kaszą albo ryżem lub z grzankami. Pamiętajcie o posypaniu całości natką pietruszki - nada świeżości i złagodzi odrobinę pikantność potrawy. Jest to idealne danie na chłodne jesienno-zimowe wieczory. Pikantne i energetyczne. Przy tym jest to prosta i tania do przygotowania potrawa. Włóżcie w nią trochę serca, a na twarzach waszych bliskich zagości uśmiech.  


Smacznego! 

  
       



piątek, 8 listopada 2013

BABECZKI Z MUSEM JABŁKOWYM I KREMEM MIGDAŁOWYM

Na pomysł zrobienia tych babeczek wpadłem robiąc niedawno tort urodzinowy dla Martyny. Przygotowałem do niego krem na bazie mascarpone, kremówki i płatków migdałowych. Szybki do wykonanie i niebywale pyszny. Pomyślałem, że świetnie pasował by również do czegoś mniejszego. W domu jest też sporo przetworów autorstwa mojej mamy, które aż prosiły się o to, żeby wykorzystać je w jakiś słodkościach. Do szczęścia wiele nie potrzeba - proste, kruche ciasto, odrobina wspomnień lata i wieńcząca całość puszysta, kremowa rozkosz. Zatem do dzieła...

Składniki: 

500g mąki 

250g masła 

1/2 szklanki cukru pudru + 2 łyżki do ciasta 

2 żółtka 

500g serka mascarpone 

500g śmietany kremówki 

100g migdałów 

1 cukier wanilinowy 

słoiczek musu jabłkowego

 

Zaczynam od zrobienia ciast. Mąkę wysypuję na stolnicę i dodaję do niej kawałki masła. Siekam chwilę całość. Następnie dorzucam dla towarzystwa żółtka i dwie łyżki cukru pudru. Odkładam nóż i funduję całości szybki, ale porządny masaż. Kiedy ciasto połączy się w jednolitą, gładką całość zawijam je w folię spożywczą i wkładam na pół godziny do lodówki.

Kiedy ciasto się chłodzi ja mogę zająć się kremem. Migdały siekam na mączkę w blenderze. Śmietanę przelewam do schłodzonego naczynia i zaczynam ubijać. Kiedy robi się już gęsta, dodaję cukru pudru oraz cukru wanilinowego i dalej miksuję, uważając żeby się nie zważyła. Pora na włoski akcent. Mascarpone dodaję porcjami do ubitej śmietany i mieszam do całkowitego połączenia. Jako ostatni dołącza migdałowy pył - jeszcze raz dobrze mieszam i krem podąża za ciastem do lodówki.

Piekarnik nastawiam na 200 stopni. Natłuszczone foremki wylepiam ciastem, nakłuwam widelcem i wkładam do piekarnika na 30-40 minut. Kiedy nabiorą złocistego koloru, a kuchnię wypełni cudowny aromat, wyciągam babeczki do przestudzenia.

Na spód babeczki wykładam odrobinę musu jabłkowego. Wiecie, możecie użyć także innych przetworów, np. konfitury malinowej, wiśniowej lub porzeczkowej. Następnie kładę porządną warstwę kremu. Kilka migdałowych płatków lub słupków jako dekoracja i gotowe.


Smacznego!  




  

  

 


piątek, 25 października 2013

CUDOWNY LIKIER CYTRYNOWY

Od dawna zanosiło się u mnie na limoncello. Przymierzałem się do niego długo i z namysłem, jakby to miało być największe wyzwanie w moim życiu. Jakbym bał się, że robota wykonana na "hura" może obrazić moich włoskich przodków. Nie pomogły nawet prośby i zachęty mojego taty. Potrzebna była dopiero kobieca ingerencja. "Zamiast gadać, lepiej byś zrobił" powiedziała kiedyś Martyna. No to zrobiłem...i nawet nie bałem się trochę pokręcić w przepisie.   

Składniki: 

10-12 dużych cytryn 

3 limonki 

1l spirytusu 

1l dobrej wody mineralnej 

1kg cukru trzcinowego 

 

Zaczynam od dokładnego umycia cytryn i limonek. Następnie obieram owoce ze skórki. Warto skorzystać przy tej czynności z ostrej i precyzyjnej obieraczki. Wiecie, chodzi o to żeby zdjąć samą skórkę, bez tej białej, gorzkiej warstwy pod nią. Mozolna robota, ale kiedy już posmakujecie gotowego likieru, poczujecie, że warto było się postarać. Obrane skórki wrzucam do dużego słoja i zalewam spirytusem. Całość odstawiam w chłodne, zacienione miejsce na około miesiąc...

...po jego upływie zlewam nalewkę. W garnku lub rondlu o grubym dnie zagotowuję litr wody mineralnej z cukrem. Użyłem cukru trzcinowego - nada dodatkowego, fantastycznego aromatu likierowi. Gotowy syrop studzę i wlewam do nalewki. Dokładnie mieszam całość. Na koniec rozlewam do butelek, które podobnie jak nalewka, lądują w ciemnym, chłodnym miejscu na kilka tygodni. Ten ostatni etap pozostawiam waszej cierpliwości - może to mogą być dwa tygodnie lub kolejny miesiąc, a nawet pół roku. Wiadomo, że im dłużej trunek będzie leżakował tym będzie lepszy, ale czy uda Wam się oprzeć pokusie...


Smacznego!


piątek, 11 października 2013

CIASTKA W GRECKIM STYLU

Niektórzy z Was zapewne wiedzą, że spędziliśmy ostatnio z Martyną urlop na uroczej wyspie Korfu. U nas (w Polsce) już na dobre szalała jesień, gdy my tam zachwycaliśmy się bujną zielenią, wspaniałą pogodą i błękitnym morzem otaczający ten kawałek lądu. Grecka kuchnia? Cóż na ten temat nie chcę się wypowiadać, ponieważ nie zdążyliśmy jej należycie zasmakować i pozostaliśmy z mieszanymi uczuciami. Lepszą pozycję za to zyskały u nas greckie desery...choć również nie wszystkich udało nam się spróbować. Dlatego postanowiłem dziś przygotować właśnie słodkość w greckim stylu.

Składniki: 

300g migdałów 

200g suszonych fig  

3-4 łyżeczki cynamonu

2 opakowania ciasta filo (ok. 450g każde, po 10-11 płatów w rolce)  

1/2 kostki masła 

1,5 szklanki miodu 

1,5 szklanki wody

Na początek zabieram się za farsz. Migdały wrzucam do blendera i siekam na drobne kawałki. Następnie figi. Na Korfu było pełno sadów z drzewkami oliwnymi, cytrynowymi i właśnie figowymi. Na chodnikach leżało pełno tych pysznych, ale już przejrzałych i rozgniecionych owoców - cóż za strata. Postanowiłem więc jakoś im to wynagrodzić i wykorzystać w moim przepisie. Odcinam ogonki i kroję owoce na kawałki, które następnie lądują w blenderze. Wrzucam na pełne obroty, aż powstanie gęsta, w miarę gładka masa. Pastę z fig dodaję do posiekanych migdałów, wsypuję cynamon i mieszam do momentu, aż składniki się dokładnie połączą.  Możecie zrobić to mikserem. Ja wyrobiłem całość ręcznie.

Pora na ciasto. Przyznam się Wam, że to mój debiut z filo i nie wiedziałem do końca, czego się po nim spodziewać. Na początku mój zamysł co do formy ciastek było trochę inny, ale gdy zobaczyłem z jak cienkim i delikatnym materiałem mam do czynienia postanowiłem zrobić coś w stylu baklawy.
Blachę wyłożyłem papierem do pieczenia. Płaty filo z pierwszej paczki rozwinąłem i rozłożyłem na stolnicy. Następnie przecinam je na pół, ponieważ moja blacha nie jest na tyle duża żeby układać je w całości. Kładę po dwa płaty - zakładając jeden na drugi. Smarują je roztopionym masłem i kładę kolejną parkę, a następnie znowu masło i ponownie ciasto, itd. Na spód powinna starczyć połowa płatów, z drugiej ułożę wierzch. Zanim jednak to nastąpi wykładam mój cudowny farsz - połowę zostawiam na drugą rolkę filo. Po ułożeniu ostatniej warstwy ciasta, smaruję wierzch masłem, a następnie kroję w poprzek na kawałki ok. 4 cm. Potem jeszcze całość wzdłuż na pół i w ten sposób uzyskuję 18 ciastek z jednej blachy. Najwyższa pora zapakować całość do piekarnika. Na liczniku ok.180, a więc 40 minut opalania powinno im w zupełności wystarczyć.

Czas zabrać się za syrop, bo bez niego jakoś trudno mi wyobrazić sobie greckie słodycze - no może poza Lokum. Zdarzyło nam się nawet w jednej greckiej cukierni, że zamówiony do kawy rogalik z czekoladą też był nim lekko nasączony. Przygotuję go od razu na obie partie ciasta. Samo wykonanie jest banalnie proste. Potrzebne będzie półtorej szklanki dobrego miodu, raczej jasnego, np. wielokwiatowego. Wlewam miód do miski, dodaję wody i dokładnie mieszam, aż powstanie słodki syrop. 

Gotowe ciastka wyciągam z piekarnika i polewam syropem, a następnie odstawiam na bok do ostudzenia - trzeba przecież zrobić miejsce dla kolejnej partii.


Smacznego!        



 

   

piątek, 20 września 2013

SYROP KORZENNY

Jesień nadchodzi wielkimi krokami, a w zasadzie to chyba już nadeszła. Ciężko przyjąć to do wiadomości, że lato się skończyło. Nie należy jednak się przejmować. Jesień (jak i ten następująca po niej zima) ma swój urok - również kulinarny. Dla mnie kojarzy się ona nierozerwalnie z mocnymi, ostrymi potrawami oraz z korzennymi, egzotycznymi smakami. Postanowiłem więc przygotować się sumiennie do tego okresu i sporządzić ważny składnik dla kuchni jesienno-zimowej - syrop korzenny. 

Składniki: 

1/2kg cukru trzcinowego 

1/2l wody mineralnej 

150g imbiru 

15g mielonego cynamonu (jedno opakowanie) lub 3-4 laski kory cynamonowej

1/2 laski wanilii 

1 i 1/2 gałki muszkatołowej (ja dałem jedną większą i jedną mniejszą)  

7 ziaren ziela angielskiego 

5 goździków 

3 ziarna pieprzu czarnego 

szczypta ziaren kolendry (5-6) 

 

Proces produkcji syropu zaczynam od obrania i pokrojenia imbiru na plastry grubości ok. 1/2 cm. Następnie biorę połówkę wanilii, kroję ją wzdłuż i czubkiem noża wydłubuję jej aromatyczny miąższ, który wraz ze skórką wrzucam do rondla o grubym dnie. Za wanilią podąża cukier, przygotowany wcześniej imbir, goździki, gałka muszkatołowa, ziele angielskie, czarny pieprz, kolendra i cynamon. Fajnie jeżeli ten ostatni składnik uda Wam się dostać w formie kory. Ja niestety musiałem zadowolić się mielonym - zleciałem całe osiedle i jak na złość, nigdzie innego dostać nie mogłem. Zalewamy wodą i na hop na gaz. Mieszam co jakiś czas, żeby cukier dokładnie się rozpuścił, a smaki połączyły. Kiedy syrop zacznie wrzeć, zmniejszam ogień i gotuję go jeszcze przez 10-15 minut. Po tym czasie odkładam rondel na bok do ostudzenia. W całym mieszkaniu unosi się przyjemny zapach piernika.

Po jakiś 30-40 minutach można zlać syrop. Przygotujcie sobie duże sitko z drobnymi oczkami albo spory kawałek gazy i umocujcie dobrze na naczyniu do którego trafi syrop. Przelewając pozwalam żeby imbir trafił na sito. Jest oblepiony sporą ilością syropu i żal żeby nie pozwolić mu odciec.

Gotowy syrop można przelać do buteleczek lub słoików i schować w chłodnym miejscu. Idealnie nadaje się jako dodatek do grzańca, kawy, herbaty oraz wszelkiego rodzaju wypieków i deserów.
Nie wyrzucajcie też imbirowych kawałków. Można je wysuszyć (nawet po dokładnym odsączeniu pozostanie na nich jeszcze sporo syropu i przypraw) i również użyć jako przyprawy lub słodkiej przekąski.         


Smacznego!   

czwartek, 12 września 2013

CHAŁWA Z MARCHWI

Lato się jeszcze nie kończy - cały czas sobie to powtarzam. Dlatego postanowiłem przygotować dziś deser egzotyczny, słoneczny. Bliski Wschód, Indie, Północna Afryka - spalone słońcem regiony, w których na deser możemy skosztować pysznej chałwy. Dziś przygotuję chałwę z marchwi. Przepis na ten deser znalazłem kiedyś w książce kucharskiej z lat 80. Ileż inwencji, wbrew temu co się sądzi, było w poradnikach kulinarnych z tamtych czasów. Jednakże, czy to były wówczas inne marchewki, czy też mleko inne, nie wychodził on do końca tak jak powinien. Potrzebna była mała interwencja. Zmieniłem trochę proporcje, dodałem kilka nowych składników. Efekt? Wyszło naprawdę ciekawie. 

Składniki: 

1kg marchwi 

2l mleka 

1,5 szklanki cukru 

2 łyżki tahini lub 3-4 sezamu

2 łyżeczki kardamonu 

1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej  

płatki migdałowe lub pistacje do przybrania

 

Zaczynam od obrania i utarcia marchwi na najmniejszych oczkach tarki. Możecie zrobić to od razu w garnku, w którym przyrządzicie deser. Pamiętajcie jedynie, aby wybrać taki o grubym dnie. Otarta marchew zalewam mlekiem i stawiam całość na gazie. Po doprowadzeniu mleka do wrzenia, zmniejszam ogień i gotuję dalej, mieszając całość co jakiś.
Kiedy masa zaczyna już gęstnieć dodaję cukru oraz kardamonu. Dokładnie mieszam. W całej kuchni unosi się słodki zapach marchewki łączący się z egzotycznym aromatem przypraw. Te składniki się naprawdę lubią.  
Na koniec do prawie gotowej masy dodaję tahini - masła sezamowego. Złamie odrobinę słodycz chałwy. Gotuję całość, krótką chwilę, a następnie zestawiam z gazu do przestudzenia.
Chałwę przekładam do miseczek i dekoruję migdałowymi płatkami. Możecie posypać też wierzch siekanymi pistacjami albo odrobiną sezamu. Zjeść jeszcze ciepłe, czy na zimno? Tę kwestię pozostawiam Wam.


Smacznego!  
  

piątek, 6 września 2013

RYŻOWY PUDDING CZEKOLADOWY

Czasami dopada nas ochotą na coś "naprawdę dobrego". Nie zawsze jednak idzie za tym chęć spędzania długiego czasu w kuchni. Najprościej jest zaspokoić te pragnienie odwiedzając dział ze słodyczami w pobliskim supermarkecie. Najprościej, ale nie koniecznie najzdrowiej. Dlatego pokaże Wam dziś jak w szybki i prosty sposób przygotować pyszny deser, ze składników dostępnych pod ręką.


Składniki: 

szklanka ryżu (ja korzystam z odmiany arborio) 

1l mleka 

 1/3 szklanki cukru 

4-5 czubatych łyżek kakao

1/2 laski wanilii 

 

Do garnka o grubym dnie wlewam mleko. Połówkę wanilii przekrawam wzdłuż i wydłubuję czubkiem noża cudowny miąższ, który wraz ze skórką (tak tak! jest jeszcze w niej sporo aromatu) ląduje w garnku. Jeszcze cukier i całość stawiam na średnim gazie. Delikatnie mieszam, aż do rozpuszczenia cukru.
Kiedy mleko jest już ciepłe wyciągam z niego skórkę wanilii i wsypuję kakao. Dokładnie mieszam trzepaczką, żeby usunąć grudki. Ja do mojego puddingu dodałem 5 dużych łyżek kakao, ponieważ miałem ochotę na mocny czekoladowy smak. Możecie jednak zacząć od mniejszej ilości brązowego proszku i regulować jego ilość, wedle swojego smaku.
Na koniec dodaję ryż. Korzystam z włoskiej odmiany arborio, ale możecie użyć każdego innego, który będzie się dobrze kleił. Zmniejszam ogień. Mieszam co jakiś czas, aby masa gęstniejąc nie przypaliła się. Kiedy ryż osiągnie konsystencję budyniu, zdejmuję garnek z gazu i przekładam jego zawartość do miseczek.

W zasadzie deser jest już gotowy. Możecie zjeść go na ciepło lub poczekać, aż przestygnie, a nawet schłodzić w lodówce. Dodać dżemu lub konfitury albo świeżych owoców. Ja mam pod ręką dwie pięknie pachnące brzoskwinie. Obieram je ze skórki i kroję na ćwiartki. Na patelni rozpuszczam cukier z odrobiną wodą. Kiedy zrobi się karmel dodaję owoce. Przekręcam je co jakiś czas, aby słodka glazura oblepiła je dokładnie, a cudowny owocowy sok wymieszał się z karmelem. Całość fantastycznie pachnie. Uważajcie jedynie aby cukier się nie przypalił. Jeżeli macie fantazję możecie skropić całość brandy lub rumem i podpalić, ale tu czekali spragnieni słodkości ludzie, więc nie bawiłem się w takie rzeczy. Brzoskwinie z cukierkową polewą lądują miękko na ryżu. Łyżeczki w dłoń! 


Smacznego!      

czwartek, 22 sierpnia 2013

ZAKOPIAŃSKIE MARZENIE, CZYLI BEZA Z KREMEM JAGODOWYM I MALINAMI

Zeszły tydzień spędziliśmy z Martyną w Zakopanem. Postanowiłem dziś przygotować przepis, którym zainspirowała mnie ta miejscowość. Nie będzie to danie z oscypkiem, ani innym pysznym owczym lub kozim serem. Nie będzie to danie z aromatycznej baraniny. Nie będzie to też słynna kwaśnica. Będzie to delikates niespełniony. Otóż z witryn zakopiańskich cukierni spoglądały ku nam cudowne bezy przekładane kremem. Dawno nie jedliśmy takich ciastek. Niestety z powodu ogromnej ilości innych, kuszących smakołyków nie udało się nam ich skosztować. Postanowiłem zatem własnoręcznie przygotować deser w takim stylu. 

Składniki: 

5 jajek 

700g cukru 

200g śmietany 36%  

400 - 500g jagód 

opakowanie malin 

listek mięty do przybrania 

 

Zaczynam od przygotowania krążków bezowych, pomiędzy które trafi krem. Białka oddzielam od żółtek. Następnie miksuję je dodając porcjami 0,5kg cukru, aż do uzyskania gładkiej, sztywnej masy. Piekarnik rozgrzewam do temperatury ok. 100-110 stopni. Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę przekładam łyżką porcje masy i formuję w odstępach w miarę równe krążki. A teraz do piekarnika. Każdej partii daję poleżeć w cieple ok. 40-45 minut. Pilnujcie jedynie żeby temperatura była na stałym poziomie.

Kiedy bezy się wypiekają, mogę zabrać się za to co wyląduje pomiędzy nimi. Do żółtek dodaję pozostały cukier (jakieś 200g) i ucieram je trzymając garnek na parze. Kolejna uwaga - pamiętajcie aby trzymać garnek nad gotującą się wodą, a nie w niej. Kiedy krem z żółtek ma już ładną jednolitą masę, odstawiam go do przestudzenia.
W tym czasie mogę ubić śmietanę. Nie dodaję już do niej cukru, bo całość i tak będzie bardzo słodka. Kiedy już jest gotowa dodaję ją do żółtek i mieszam dokładnie. Na koniec pozostały jagody. Zanim dodam je do kremu rozdrabniam je w melakserze. Jeszcze raz całość przemieszać i do zamrażalnika na godzinkę.

Na środek odwróconego spodem bezowego krążka kładę warstwę kremu, którą następnie dociskam drugim krążkiem. Wierzch deseru dekoruję listkiem mięty i kilkoma malinami - złamią trochę słodycz ciastka.


Smacznego!
 

sobota, 3 sierpnia 2013

RYBNE MAKI, CZYLI SUSHI

Wszystko co potrafię w kwestiach gotowania wymagało prób i błędów, ciężkiej pracy. Czasem pomagała mi moja pomysłowość i duży zapas szczęścia. Znam jednak osobę, która czego by się nie dotknęła zamienia w cudowne doznania kulinarne. To moja ukochana Martyna. Ostatnio postanowiła pierwszy raz w życiu przygotować sushi. Okazało się, że danie, które kojarzy nam się z modnymi restauracjami, można przygotować w domu w prosty sposób...przynajmniej jeżeli robią to zręczne palce. A na dodatek jest przy tym sporo zabawy. 

Składniki (na konkretny posiłek dla 3-4 osób): 

300g wędzonego łososia 

opakowanie paluszków surimi 

opakowanie (200g) dużych krewetek 

2 duże ogórki 

500g ryżu do sushi 

ocet ryżowy  

3 łyżki cukru i szczypta soli

5-6 płatków wodorostów nori 

pasta wasabi 

sos sojowy 

przydadzą się też: bambusowa mata, folia spożywcza, pałeczki 

Może tego nie wiecie, ale jednym z najważniejszych składników sushi nie jest ryba, ale ryż. Trzeba go najpierw porządnie, trzy razy opłukać - tak żeby woda nie była już biała. Następnie musi moczyć się przez pół godziny. Po ponownym odsączeniu Martyna zaczęła go gotować w połowie litra wody. Najpierw przez 10 minut mieszając, a następnie pod przykryciem, dodatkowe 20 minut. Ryż musi zrobić się kleisty. Kiedy jest już gotowy odstawia go do wystudzenia. W tym czasie można przygotować zaprawę do ryżu. Tym "odpowiedzialnym" zadaniem pozwolono zająć się mi osobiście. Do 7 łyżek octu ryżowego dodaję 3 łyżki cukru i szczyptę soli. Dokładnie mieszam do całkowitego połączenia składników. Zaprawę dodajemy do już lekko przestudzonego ryżu.

Pora na dodatki. Krewetki należy rozmrozić i chwilę obgotować, ok. 2 minut. Rybę kroimy w długie paski. To samo dzieje się z obranymi ogórkami. Najmniej pracy jest z surimi. Wystarczy paluszki odwinąć z folii.

Jest kilka rodzajów przekąsek, które noszą wspólne miano sushi. Martyna zdecydowała się na przygotowanie maki - sushi zawijanego. Zanim zaczniecie zabawę ze zwijaniem, przygotujcie sobie kilka rzeczy. Bambusową matę pokrywamy folią spożywczą. Warto przygotować również miskę z woda do płukania palców i kawałek ścierki lub ręcznika do ich wytarcia.

Na folii kładziemy wodorosty. Na ich powierzchni ląduje ryż - tak do 3/4 powierzchni. Jest bardzo lepki. Przy jego rozkładaniu potrzeba sporo cierpliwości i delikatnego operowania palcami. Co jakiś czas warto opłukać i wytrzeć do sucha dłonie. Uważajcie przy tym, aby nie zamoczyć nori. Na środku warstwy ryżu układamy dodatki. Konfigurację pozostawiam Waszej fantazji. Martyna zrobiła maki z rybą i ogórkiem / krewetkami / rybą, surimi i ogórkiem. Drugi koniec wodorostów (ten bez ryżu) smarujemy cienką warstwą wasabi. Z tym składnikiem bawcie się ostrożnie. Uwielbiam pikantne jedzenie, ostre papryczki itd., ale ta pasta jest naprawdę mocna. Nawet niewielka ilość pali w ustach, kręci w nosie i wyciska łzy z oczu.
Pora na finish. Unosimy matę od strony pokrytej ryżem i dociskamy jej koniec tuż za dodatkami. Odklejamy folię od zawiniątka, dociskamy ponownie matę i rolujemy całość do pokrytego wasabi końca. Bierzemy ostry nóż i kroimy powstałą roladę na krążki. Martyna z każdej wykroiła po 8 kawałków.

Przed podaniem do niewielkiej miseczki wlewamy trochę sosu sojowego. Podajemy też dodatkowo pastę wasabi, w oddzielnej misce lub odrobinę na talerz każdego z uczestników tej niezwykłej uczty. Do picia polecam japońskie wino śliwkowe - trzeba je tylko porządnie schłodzić przed podaniem.


Pałeczki w dłoń i smacznego!               

sobota, 27 lipca 2013

VIVA LA FAMIGLIA!: SORBET LIMONKOWY

Były sałatki. Było danie główne. Czas zatem na deser. W takie gorące dni pragniemy nie tylko czegoś słodkiego, ale również orzeźwiającego. Przepis na tą granitę znalazłem, podobnie zresztą jak na sałatkę z fasolki szparagowej, w książce "Buonissimo!" Gino D'Acampo.

Składniki: 

4 limonki 

2 litry wody mineralnej 

500 - 600ml likieru limoncello 

160g cukru pudru 

 

Zaczynam od starcia skórki z limonek. Następnie wyciskam sok z owoców i wlewam go do garnka. Do środka wrzucam też połowę otartych skórek. Dosypuję cukru i dopełniam całość wodą. Podgrzewam chwilę, co pewien czas mieszając, aż do całkowitego rozpuszczenia cukru. Następnie ściągam garnek z ognia i dodaję do środka najważniejszy składnik - limoncello.
Kiedy płyn już ostygnie przelewam go do kilku płytkich pojemniczków. Możecie też użyć foremek do kostek z lodu. Wstawiam wszystko do zamrażalnika. Teraz będzie trochę zabawy, ale uwierzcie mi, opłaci się. Kiedy płyn w pojemniczkach zaczyna zamarzać energicznie mieszam go widelcem i wstawiam z powrotem w objęcia chłodu... i tak co 20-30 minut, aż całość się skrystalizuje.
Granitę przed podaniem dekoruję pozostałą skórką z limonki.

Cudownie orzeźwiająca, świeża, po prostu cytrusowa rozkosz. Idealna jako zakończenie posiłku lub solo - jako miła przerwa w ciągu upalnego dnia.


Smacznego!    

czwartek, 25 lipca 2013

VIVA LA FAMIGLIA!: TRADYCYJNA WŁOSKA PIZZA

Kontynuujemy naszą ucztę. Teraz danie główne. Jeżeli Italia to pizza, ale nie taka jaką znacie z licznych lokali szybkiej obsługi. Tym razem stawiam na tradycyjne wydanie.

Składniki:  

600g mąki 

30g świeżych drożdży 

ok. 400ml ciepłej wody 

3-4 łyżki oliwy 

szczypta soli 

 

przecier pomidorowy 

ząbek czosnku 

oregano, pieprz czarny, sól 

3 kule mozzarelli 

 

10-15 plasterków szynki parmeńskiej lub szwarcwaldzkiej 

2 spore garści rukoli 

10-15 plasterków dobrego salami 

2 garści czarnych i zielonych oliwek 

parmezan 

oliwa extra vergine 

 

Najważniejsze w pizzy jest ciasto, a więc trzeba się porządnie przyłożyć do jego wykonania. Nie martwcie się jednak, nie jest to takie trudne jakby mogłoby Wam się wydawać. Mąkę przesiewam na stolnicę i dodaję pokruszone na drobne kawałki drożdże. Wiecie, teoretycznie wszystkie przepisy doradzają, żeby je rozrobić najpierw z wodą. Ja jednak o tym zawsze zapominam i dodaję je od razu, a ciasto i tak wychodzi idealne. Dodaję oliwę i szczyptę soli. Na koniec ciepła woda. Ok. 400ml - duży kubek. Teraz pora zakasać rękawy i trochę popracować. Ciasto dokładnie wyrabiam, a kiedy jest już gładkie funduję mu krótki masaż.  Pamiętajcie, włóżcie w to trochę serca, a ciasto odwdzięczy się Wam doskonałą formą i smakiem. Ładnie wyrobione przykrywam ścierką i odstawiam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Pora na sos. Przecier przekładam do miski. Dodaję do niego drobno posiekany czosnek, trochę pieprzu, soli i oregano. Dokładnie mieszam i odstawiam pod przykryciem do lodówki, żeby smaki mogły się połączyć. Mozzarellę kroję w plastry.

Ciasto pięknie podwoiło swoją objętość. Rozgrzewam zatem piekarnik do 220 stopni C. Ciasto dzielę na dwie części. Z każdej wyrabiam placek. Możecie zrobić to wałkiem lub ręcznie - rozciągając ciasto na wysmarowanym oliwą papierze do pieczenia lub blasze. Ja zdecydowałem się na ten drugi sposób. Nie martwcie się też, jeżeli pizza nie wyjdzie całkiem okrągła - i tak ją zjecie ze smakiem. Zaginam delikatnie brzeg każdego placka. Wierzch obu smaruję przygotowanym wcześniej sosem, na który lądują następnie plasterki mozzarelli. A teraz zapraszam obie panie do piekarnika. 15 minut w zupełności im wystarczy.

Gotowe placki przekładam na stół. Dekoruję je szybko puki są jeszcze gorący. Na pierwszym rozkładam kawałki szynki oraz kilka garści rukoli. Jeszcze tylko parmezan i trochę oliwy.


Druga otrzymuje dekorację z salami. Rozrzucam tu i tam trochę oliwek i  tak samo kończę sporą ilością parmezanu i oliwą. Można podawać do stołu.


Smacznego!      





   

wtorek, 23 lipca 2013

VIVA LA FAMIGLIA!: WŁOSKIE SAŁATKI

Rodzinne spotkania są zawsze sposobnością do przygotowania ciekawych przepisów i co najważniejsze, radosnych uczt. Ostatnio trafiła mi się podwójna okazja. Imieniny mojej mamy i Kamila - chłopaka mojej siostry. Okazja jest, tylko teraz co by tu przygotować? Zawsze podobało mi się podejście Włochów do rodziny i wspólnych, nieśpiesznych biesiad. Wybór nie mógł być więc inny: kuchnia ze słonecznej Italii. W ciągu tego tygodnia co drugi dzień będę publikował kolejne przepisy z tej uczty. Na pierwszy rzut idą sałatki.

Klasyczna włoska sałatka (proporcje na 8 osób): 

3 kule mozzarelli 

3 duże pomidory 

czarne i zielone oliwki 

liście bazylii   

3 łyżki oliwy 

łyżka soku z cytryny 

ząbek czosnku 

mielony czarny pieprz i sól 

kilka listków mięty 

 

To bardzo prosta, ale też bardzo smaczna sałatka. Najważniejsze w niej są składniki. Smaczna mozzarella, aromatyczne, pyszne pomidory, dobra oliwa i świeże przyprawy. Pomidory kroję w plastry i układam na dużym półmisku. Następnie ser. Mozzarella, również już przerobiona na plastry, loduję pomiędzy pomidorami. Po wierzchu rozrzucam zielone i czarne oliwki.

Pora dresing. 3 łyżki oliwy i jedna soku wyciśniętego z cytryny lądują w słoiku. Siekam drobno ząbek czosnku i dorzucam do nich. Pod nóż trafia jeszcze kilka listków mięty, a potem w drogę za poprzednimi składnikami. Trochę świeżo mielonego pieprzu, szczypta soli. Zakręcamy słoik, kilka ruchów ręką i cudowna mikstura spływa po pomidorach i serze.

Całość dekoruję wetkniętą tu i tam świeżą bazylią.


Smacznego!

Sałatka z fasolki szparagowej (na 8 osób): 

1,5kg zielonej fasolki szparagowej 

400g sera typu feta (jak najbardziej twardego) 

150g orzechów włoskich 

ząbek czosnku 

6 łyżek oliwy 

3 łyżki soku z cytryny 

spora garść liści świeżej mięty 

mielony pieprz czarny, sól 

 

Przepis ten podpatrzyłem w książce "Buonissimo!" Gino D'Acampo. Nie byłbym jednak sobą gdybym go trochę nie zmodyfikował.

Fasolkę gotuję w osolonej wodzie, aż będzie al dente. Ma teraz czas na przygotowanie pozostałych składników. Orzechy kroję na grubsze kawałki. Tak samo ser. Następnie mięta. Ja miałem pod ręką miętę imbirową z ogródka mojej mamy. Pod nóż i na kawałeczki. Nie można zapomnieć o czosnku. Tak samo siekam go drobno. 

Pora na manewr ze słoikiem. Oliwa i sok z cytryny lądują w środku. Dołączają do nich mięta z czosnkiem. Jeszcze świeżo zmielony pieprz i spora szczypta soli. Zakręcam i porządnie potrząsam żeby smaki się dokładnie wymieszały. Mikstura ląduje na odcedzonej fasolce. Mieszam dokładnie całość i przekładam do miski. Na koniec dodaję kawałki sera i orzechy. Kilka delikatnych ruchów łyżką i gotowe.


Smacznego!    


piątek, 12 lipca 2013

CHEESEBURGERY MARTYNY

Cały dzień spędzony w biegu, więc zabrakło czasu na przygotowanie obiadu. Chcielibyśmy zjeść coś sycącego, na szybko. Jak na szybko to na myśl przychodzi fast food. Bary szybkiej obsługi nie kojarzą nam się jednak ze zdrowym przygotowaniem posiłku. Warto więc poświęcić dosłownie kilka minut na samodzielne przygotowanie pysznej kanapki. Mistrzynią takich przekąsek jest moja Martyna. Oto jej cheeseburgery.

Składniki: 

0,5kg mielonej wołowiny (lub wieprzowiny) 

4 duże bułki

4 plastry wędzonego sera gołda lub innego

cebula 

pomidor 

3 korniszony 

kilka liści sałaty 

keczup, musztarda, majonez 

pieprz, sól, mieszanka ziół prowansalskich  

 

Zaczynamy od tego co najważniejsze, czyli mięsa. To może być wieprzowina, to może być też (klasycznie) wołowina. Do mięsa Martyna dodaje pieprzu, soli oraz ziół prowansalskich i dokładnie wyrabia całość. Włóżcie w to trochę uczucia, a kotlety same będą się pięknie lepiły. 

Ja w tym czasie zabieram się za warzywa. Pod nóż trafia cebula, którą kroję na grubsze półksiężyce. Następne w kolejności pomidory i korniszony kroję na plasterki, te drugie tnąc wzdłuż. Z rozpędu za warzywami pod nóż wpadają bułki - na pół i po kłopocie.

Na patelni Martyna rozgrzewa odrobinę oleju na którą ląduje cebula. Kiedy ma już ładny brązowy kolor zamienia się miejscem z wołowymi kotletami. Wiecie, to nie są małe, cienkie placuszki jakie znacie z popularnych barów fast food, ale porządne porcje soczystego mięsa. Smażymy je po kilka minut z każdej strony - w zależności jak grube placki uformowaliście.
W tym czasie w rozgrzanym do 150 stopni piekarniku podpiekamy bułki.

Pora na finisz! Moim drodzy, jakie tu się piękne rzeczy dzieją. Spód bułki Martyna smaruje musztardą, na którą kładzie opłukany liść sałaty. Na nim ląduje kotlet, plasterek sera, pomidor i korniszony. Po odrobinie majonezu i keczupu. Całość wieńczy aromatyczna, podsmażona cebulka.  


Smacznego!      

         

środa, 3 lipca 2013

TARTA Z MALINAMI I TRUSKAWKAMI

Ostatnio całą rodziną "zachorowaliśmy" na tarty. Są doskonałe i lekkie, idealne na gorące dni, a przy ich wykonaniu można popuścić wodze fantazji. Zwłaszcza, że ze straganów, aż śmieją się do nas cuda natury. Można skorzystać z młodych warzyw oraz zieleniny i przygotować elegancki obiad lub dzięki niezliczonej ilości owoców zrobić z niej pyszny deser. Dziś postanowiłem postawić na ten drugi wariant sięgając po truskawki i maliny.

Składniki: 

25 dag mąki 

ok. 3/4 kostki masła 

żółtko 

zimna woda (ok. 3 do 4 łyżek)

szczypta soli 

2 galaretki truskawkowe 

0,5 kg malin 

0,5 kg truskawek 

 

śmietana 30% do ubicia

Przygotowanie tarty zaczynam od spodu, czyli ciasta kruchego. Przesianą mąkę z dodatkiem szczypty soli siekam z masłem. Kiedy utworzy się kruszonka dodaję żółtko i zimną wodę. Teraz trzeba wszystko szybko i dokładnie wygnieść. Gotowe ciasto zawijam w folię i wkładam do lodówki na godzinę.
W tym czasie przygotuje galaretkę. Do 800 ml zagotowanej wody dodaję dwa opakowania, dokładnie mieszam i odstawiam do wystudzenia.

Pora na gwiazdy tego deseru. Na początku myślałem jedynie o tarcie z truskawkami, ale kiedy zobaczyłem na straganie te piękne maliny pomyślałem, że i dla nich znajdzie się w niej miejsce. Owoce dokładnie płuczę. Z truskawek usuwam szypułki. Następnie wszystkie wykładam na papierowy ręcznik.

Wyciągam ciasto z lodówki. Tartę możecie zrobić w przeznaczonej do tego formie - fajne są te sylikonowe. Ja miałem akurat pod ręką tortownicę. Formę smaruję masłem i wyklejam ciastem zarówno, spód jak i brzegi (w tortownicy oczywiście nie całe, tak do 1/4 wysokości). Następnie nakłuwam je widelcem i wrzucam w czeluści piekarnika nagrzanego do 200 -  210 stopni na jakieś 15 minut.

Galaretka tężeje. Ciasto też jest już gotowe, ma słomkowy kolor i pięknie pachnie. Wyciągam je z piekarnika. Kiedy ostygnie wykładam jego dno owocami. Możecie dowolnie rozrzucić je po całości lub utworzyć jakiś wzór. Tu zostawiam Wam pole do popisu. Następnie całość wylewam tężejącą chłodną galaretką. Całość ląduje w przyjemnie chłodnej lodówce.


Jeszcze tylko bita śmietana dla łasuchów i smacznego!

środa, 26 czerwca 2013

LODOWY TORT Z TRUSKAWKAMI

Urodziny mojej siostry. W dzieciństwie ten okres zawsze dobrze mi się kojarzył - koniec roku szkolnego i przyjęcia organizowane na cześć Martyny (ale mi się trafiło, dwie ważne kobiety w moim życiu o tym samym imieniu). Na nich to pojawiała się długo wyczekiwana delicja, jaką był tort lodowy zamawiany przez mojego ojca u znajomego cukiernika. Postanowiłem wrócić do tej tradycji i przygotować deser godny mojej młodszej siostry.


Składniki: 

2 litry lodów waniliowych 

1kg truskawek 

15 dużych bez

2 łyżki brązowego cukru 

400ml śmietany kremówki 

pół szklanki cukru pudru  

Truskawki dokładnie myję i usuwam szypułki. Zostawiam około dziesięciu ładnych sztuk do udekorowania wierzchu tortu. Pozostałe truskawki wrzucam do blendera, dosypuję 2 łyżki brązowego cukru i miksuję do uzyskania konsystencji musu. Gotowy sos wstawiam do lodówki. 

Tortownicę wykładam papierem do pieczenia. Z połowy bez zrobię podstawę tortu. Kruszę je drobno, tak żeby kawałki dokładnie pokryły dno tortownicy. Pora na lody. Możecie przygotować lody sami, bądź skorzystać z gotowych. Pamiętajcie jedynie żeby wyciągnąć je z zamrażalnika na kilka minut przed dodaniem do tortu. Lody lekko mieszam kilka razy. Następnie wykładam je na warstwę bezy i dokładnie po niej rozprowadzam. Potem wyciągniętym z lodówki musem polewam całość. Kolejną warstwę robię w ten sam sposób - beza, lody i znowu mus (odrobinę pozostawiam do udekorowania wierzchu). Przykrytą szczelnie tortownicę chowam na godzinę do zamrażalnika.

Po upływie 60 minut zabieram się za bitą śmietanę. Ubijam ją dodając małymi porcjami cukru pudru. Kiedy jest już bardzo gęsta, wyciągam z zamrażalnika mój deser i dokładnie pokrywam nią jego wierzch. Tortownica znowu ląduje w zamrażalniku, tym razem na jakieś dwie godziny. Przed podaniem dekoruję tort świeżymi truskawkami i pozostałą resztą musu. Jeszcze tylko świeczki, "sto lat!" i ... 


Smacznego!  

 

 

środa, 19 czerwca 2013

TORTILLA Z KREWETKAMI

Moja pani uwielbia krewetki...nie jest zresztą w tym odosobniona. W takie słoneczne, gorące dni owoce morza nęcą mnie tak samo jak świeże owoce i zimne słodkości. Przygotowanie tego prostego dania nie zajmie mi dużo czasu , a wspólna uczty będzie czystą przyjemnością.

Składniki: 

200g krewetek koktajlowych 

2 łyżki czerwonej fasoli konserwowej

2-3 łyżki kukurydzy konserwowej

2 pomidory 

mała czerwona cebula lub połówka dużej

limonka 

papryczka chilli  

4 placki do tortilli

sałata lodowa lub mieszanka sałat 

czarny pieprz i sól 

 

Zaczynam od opłukania krewetek pod ciepłą wodą i wrzucenie ich do miski. Następnie ścieram skórkę z limonki i wrzucam do środka. Do krewetek dodam też chilli. Wiecie, owoce morza i ostre papryczki się lubią. Siekam jedną drobno i dodaję do miski. Odrobina czarnego pieprzu i soli. Na koniec całość obficie podlewam wyciśniętym z limonki sokiem i dokładnie mieszam. Odstawiam miskę na jakieś pół godziny.

Pora na świeże dodatki. Mam tu ładne pomidory, czerwoną cebulę oraz moją ulubioną mieszankę sałat. Pomidory kroję w ósemkę i wycinam z nich twarde cząstki. Cebulę kroję wzdłuż, a potem na półksiężyce. Warzywa lądują w misce. Biorę po kilka liści z kilku rodzajów sałat (możecie stworzyć własną kompozycję), płuczę je i strzępię na kawałki, które dodaję miski. Sałatkę dokładnie mieszam.

Pora na finalizację. Potrzebne będą dwie patelnie. Krewetki lądują na patelni grillowej. Możecie użyć też zwykłej, postawcie ją jedynie na małym ogniu. Drugą również stawiam na mały gaz. Placki do tortilli zwilżam wodą i podgrzewam z każdej strony - tak po 1,5 minuty na stronę.
Z patelni z krewetkami dociera już przepyszny aromat, a zalewa zamieniła się w cudowny sos. Przekładam zawartość do miski ze świeżymi warzywami. Mieszam całość ponownie żeby wszystkie składniki i smaki dokładnie się połączyły. Na każdej tortilli kładę porcję sałatki. Zakładam do środka jeden koniec placka, a na niego dwa boczne. Gotowe.


Smacznego!    

poniedziałek, 10 czerwca 2013

SZYBKI PLACEK Z TRUSKAWKAMI

Miałem zamiar przygotować coś wytrawnego, ale...wybaczcie, dopadło mnie jakieś "niechciejstwo" ostatnio. Może to te kilka słonecznych dni, którymi cieszyliśmy się łapczywie po deszczowym maju (i niestety, przed kolejnymi ulewami). Może to też długo oczekiwana pora owoców. Wreszcie mamy truskawki, czereśnie i inne cuda natury. Postanowiłem za radą Martyny znowu zrobić jakiś deser - bo jak powiedziała: smak miłości to przecież słodycz.

Składniki: 

2 litry mleka 3,2% 

opakowanie kaszy manny (400g) 

10 łyżek brązowego cukru 

ok. 600g truskawek 

2 kopiaste łyżeczki mąki ziemniaczanej 

wanilia 

do przybrania: kilka truskawek, bita śmietana 

 

Mleko wlewam do garnka o grubym dnie, dosypuję 7 łyżek brązowego cukru oraz dodaj miąższ z laski wanilii. Pozwalam się całości zagotować. W tym czasie umyte i obrane truskawki kroję na połówki lub ćwiartki (te większe okazy). Do gotującego się mleka, wsypuję powoli mannę, mieszając przy tym trzepaczką całość. Wiecie, chodzi o to żeby nie zrobiły nam się grudki, a ciasto miała gładką konsystencje. Kiedy masa jest już bardzo gęsta, przekładam jej połowę do wyłożonej folią aluminiową tortownicy.

Pora wrócić do truskawek. Z deski do krojenia przenoszę je na patelnię i posypuję trzema łyżkami brązowego cukru. Pora rozpalić ogień i upuścić z nich trochę soku. Co jakiś czas mieszam delikatnie całość. Następnie napełniam filiżankę do herbaty 1/3 wody i dodaję do niej 2 kopiaste łyżeczki mąki ziemniaczanej. Dokładnie mieszam żeby składniki się połączyły, a potem dodaję do moich truskawek. Mieszam przy tym energicznie całość, ponieważ ta mikstura bardzo szybko zamienia puszczony przez truskawki sok w przepyszny kisiel. Truskawki wylewam na przygotowaną warstwę ciasta. Na nie ląduję pozostała część manny. Placek zostawiamy do przestygnięcia. Można zjeść go samego lub udekorować świeżymi truskawkami i bitą śmietaną. Jest to przepis szybki, prosty i jak na deser przystało - bardzo przyjemny. Dla mnie takie połączenie: owoce plus manna nierozerwalnie kojarzy się z piękną, ciepłą porą wiosenno-letnią. 


Smacznego! 

 


 

sobota, 1 czerwca 2013

IDEALNE CIASTKA OWSIANE

Moja Martyna poprosiła o pyszną  przekąskę, którą mogła by zabrać na nocny dyżur i podzielić się z koleżankami z oddziału - ciastka owsiane. Wiecie, to bardzo duża odpowiedzialność dla faceta. Musi być nie tylko pysznie, ale też sprawić, że ukochana nie będzie się za Was wstydziła przed koleżankami. Postawiłem na prosty i sprawdzony przepis, mimo że przy takich zawsze jest obawa, że już nic więcej nie da się udoskonalić i zaskoczyć smakoszy. Nie mogłem się jednak wycofać, a więc do dzieła!   

Składniki: 

opakowanie (400g) błyskawicznych płatków owsianych 

4 jajka 

150g cukru

200g masła

200g żurawiny 

200g mlecznej czekolady 

100g orzechów laskowych 

2 czubate łyżeczki orzechowo-czekoladowego kremu do kanapek 

 

Orzechy kroję na płatki. Nie martwcie się jeżeli nie wyjdą Wam idealne. Chodzi o to, żeby dodać do ciastek duże kawałki, które dadzą nam główną nutę smakową. Do dużej miski wsypuję następnie płatki owsiane, pokrojone orzechy oraz żurawinę. Z lodówki wyciągam tabliczki czekolady - pora przygotować z nich pyszne kawałeczki. Możecie użyć do tego celu noża lub blendera. Ja mam swój sprawdzony sposób - kilka porządnych ciosów tłuczkiem do mięsa i drobne kawałeczki lądują w misce z pozostałymi składnikami. Dodaję kostkę miękkiego masła i dokładnie mieszam całość.

Pora na jajka. Oddzielam żółtka od białek. Te pierwsze ucieram z cukrem na puszysta masę. Na koniec dodaję do niej 2 łyżeczki czekoladowo-orzechowego kremu. Do białek dodaję szczyptę soli i ubijam z nich sztywną pianę. Następnie dodaję oba składniki do płatków i dokładnie całość mieszam.

Piekarnik rozgrzewam do temperatury 200 stopni. Nabieram na łyżkę porcję ciasta i formuje na dłoni placek, który następnie ląduje na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Zmieści się na niej 7-9 ciastek. W piekarniku wystarczy im jakieś 20 minut, w tym czasie po kuchni będzie roznosić się cudowny zapach. A smak? Wytrawne, wyraziste i dominujące orzechy laskowe łączą się z łagodną słodyczą mlecznej czekolady oraz kwaskowym smakiem żurawiny - w tym przepisie smaki przeciwne uzupełniają się tworząc harmonijną całość.


Smacznego!         

 


  

wtorek, 21 maja 2013

MUFFINY Z NIESPODZIANKĄ

Witam Was po bardzo dłuuugiej przerwie, która zleciała mi na majówce i różnego rodzaju komuniach. W ostatni weekend byliśmy na najważniejszej - komunii chrześniaka Martyny. Dominik to bardzo fajny dzieciak i  jak wszystkie dzieci lubi niespodzianki. Przygotowałem więc na tą uroczystość wyjątkowe muffinki...z niespodzianką.

Składniki: 

2 i 3/4 szklanki mąki 

3 - 4 łyżki kakao 

3/4 szklanki cukru 

1 łyżka proszku do pieczenia 

łyżeczka sody  

 

1 i 1/2  szklanki maślanki 

1/2 kostki masła (miękkiego lub roztopionego)  

2 jaja 

 

puszka mleka skondensowanego 

konfitura wiśniowa 

płatki migdałowe 

brązowy cukier 

 

Przygotowanie tych pyszności zaczynam od zrobienia kajmaku. Do garnka z grubym dnem wkładam puszkę mleka skondensowanego, zalewam wodą tak by w całości ją zakryła i stawiam na małym ogniu. Puszka musi się gotować ok. 2 godzin. Co jakiś czas sprawdzam i uzupełniam poziom wody.

Składniki na babeczki przygotowuję tradycyjnie w dwóch oddzielnych naczyniach - w jednym sypkie, w drugim mokre. Do dużej miski wsypuję mąkę, kakao, cukier, proszek i sodę. Mieszam z grubsza, żeby mąka i kakao się połączyły. Do drugiego naczynia wlewam maślankę, dodaję rozpuszczonego masła i wbijam dwa jajka. Całość również mieszam z grubsza. Pora zrobić z tego ciasto. Łączę składniki mokre z sypkimi i całość mieszam. Pamiętajcie! Nie wyrabiajcie ich zbyt perfekcyjnie. Ciasto stanie się wtedy zbyt ciężkie. Połączcie szybko składniki i odstawcie miskę na bok.

Rozgrzewam piekarnik do temperatury ok. 200 stopni. Na blasze rozkładam sylikonowe foremki do których wkładam papilotki. Napełniam każdą odrobiną ciasta - tak żeby rozlało się dokładnie po dnie. Pora na konfiturę. Małą łyżeczką wybieram wiśnie z odrobiną konfitury i kładę na środku ciasta. Na to ląduję łyżeczka ostudzonego kajmaku. Tak przygotowaną niespodziankę ukrywam pod kolejna warstwą ciasta. Wierzch babeczek dekoruję płatkami migdałowymi i posypuję brązowym cukrem. W piekarniku wystarczy im jakieś 15-20 minut. Degustacja przebiega znacznie szybciej.


Smacznego!    
   

sobota, 20 kwietnia 2013

OMLET Z PŁATKAMI OWSIANYMI

Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia...poza obiadem i kolacją. A że jako mężczyzna lubię dużo zjeść, musi być też sycące. Zwłaszcza jeśli czeka mnie intensywny dzień. Oto mój przepis na dużą i smaczną dawkę energii.

Składniki: 

2 jaja 

łyżka mąki 

2 łyżki płatków owsianych 

łyżka sezamu 

łyżka wiórków kokosowych 

łyżka mleka lub jogurtu 

banan 

4-5 daktyli 

łyżeczka miodu 

 

Przygotowanie śniadania zaczynam od dokładnego rozmącenia trzepaczką jaj w misce. Dodaję następnie - nie przestając mieszać - mąkę, płatki, wiórki kokosowe, sezam i mleko. Kiedy składniki się już dobrze połączą w puszystą masę, wylewam je na patelnie z niewielką ilością rozgrzanego tłuszczu. Delikatnie obracając patelnią pozwalam rozlać się całości po jej powierzchni. Kiedy omlet zaczyna zwiększać swoją objętość i rumienić się od spodu, obracam go na drugą stronę. Gotowy omlet ląduje na talerzu. Pora na dodatki. To może być wasz ulubiony dżem, owoce, orzechy, krem czekoladowy, syrop klonowy  lub miód - śmiało, zostawiam tutaj pole waszej fantazji.

Ja miałem pod ręką banana i kilka daktyli. Banana kroję na plasterki, które rozkładam po powierzchni ciasta. Daktyle kroję natomiast w paski, którymi posypuję danie. Gotowy omlet polewam łyżeczką miodu. Jest słodkie, sycące - jest moc. Do tego czarna kawa i można śmiało zacząć dzień.


Smacznego!

Pokochaliście ten omlet, zapraszam zatem na nowy, równie pyszny wariant:
OMLET Z OTRĘBAMI I GRUSZKAMI 
 

sobota, 13 kwietnia 2013

PIWNA PRZEKĄSKA Z CIASTA FRANCUSKIEGO

Spotykamy się dziś ze znajomymi na piwo. Zwykle takie spotkania ograniczają się do tego, że po prostu się pije, zapominając o tym, że fajnie było by coś jeszcze zjeść. Nawet w naszej kulturze barowo-pubowej, za przekąski najczęściej starczają nam słone paluszki lub chipsy. Daleko nam w tym względzie do Brytyjczyków, Czechów czy Niemców, którzy złoty trunek lubią sobie smacznie przegryźć. Czy tak musi być? Pokażę Wam zatem prosty przepis na fajne przekąski do piwa (i nie tylko). 

Składniki: 

arkusz ciasta francuskiego 

puszka pomidorów(całych) 

10 czarnych oliwek 

10 zielonych oliwek  

ostra papryczka

10 plasterków salami 

5 parówek

5 plastrów żółtego sera 

przyprawy: imbir, kminek, pieprz czarny, słodka papryka, sos worchestershire

jajko

 

Przygotowanie przekąsek zaczynam od przygotowania sosu. Wiecie, to tak naprawdę najważniejsza część tego przepisu, którą nada mu niepowtarzalny, ciekawy smak. Z puszki odlewam sok pomidorowy - nie chce żeby sos był zbyt rzadki. Pomidory wrzucam do blendera. Dodają po dziesięć czarnych i zielonych oliwek. W środku ląduje też posiekane chilli - trochę ognia nie zaszkodzi. Miksuje całość na jednolitą masę. Do smaku dodaję po szczypcie imbiru, pieprzu czarnego, kminku oraz słodkiej papryki. Swoje miejsce musi znaleźć też łyżeczka sosu worchestershire. Całość dokładnie miksuję.

Parówki kroję w poprzek na kawałki długości 1,5 - 2 cm. Plasterki salami kroję na ćwiartki, a ser na paski szerokości 1 cm. Kawałek parówki owijam ćwiartką salami, a następnie całość paskiem zółtego sera.
    

Pora na ciasto. Rozwijam je z arkusza i kroję na kwadraty o wymiarach ok. 6 x 6 cm. Na środek każdego kawałka nakładam odrobinę sosu i delikatnie rozsmarowuję go po powierzchni. Następnie kładę mięsno-serowe nadzienie. Rogi ciasta ściągam ku środkowi tworząc rodzaj pakieciku, który zamknie od góry pyszną zawartość.


Przekąski rozkładam w odstępach na wyłożonej papierem do pieczenia blasze i każdą dokładnie smaruję roztrzepanym jajkiem. Są już gotowe by powierzyć je piekarnikowi. 200 stopni na liczniku, a więc powinno im starczyć 20-25 minut. 


Smacznego!  

niedziela, 7 kwietnia 2013

ANANASOWO-BANANOWE CIASTKA OWSIANE

Witam Was po świątecznej przerwie. Zwykle w tym czasie jest tak, że dręczą niektórych z nas wyrzuty sumienia z powodu ilości zjedzonego jedzenia, a rozbudzone wyjątkowymi ucztami żołądki domagają się cały czas czegoś smacznego. Postanowiłem podjąć się niemożliwego, czyli pogodzić te poświąteczne zachcianki i połączyć "zdrowe" z "pysznym". A więc do dzieła!

Składniki: 

400g płatków owsianych 

200g suszonego ananasa 

150g suszonych bananów 

50g orzechów włoskich 

200g masła 

4 jaja 

200g cukru pudru 

3 łyżeczki brązowego cukru lub miodu 

 

Te ciastka robi się naprawdę szybko. Jest to wariacja mojego przepisu, który niektórzy z Was znają z bloga Dla Szybkich i Wściekłych: Na przetrwanie: Ciastka owsiane i dobra kawa
Zaczynam od rozpalenia piekarnika do 190 stopni.
Banany miksuję w blenderze na drobną mączkę. Jeżeli trafią się trochę większe okruchy nie szkodzi. Orzechy włoskie i ananasa siekam na trochę większe kawałki. Jeżeli nie macie ochoty bawić się nożem, również możecie użyć blendera. Następnie dodaję te składniki do miski z płatkami owsianymi. Dosypuję brązowego cukru (możecie dodać też miodu) i mieszam całość z grubsza.  

Pora na jaja. Piękne wiejskie jaja z gospodarstwa prowadzonego przez rodziców Martyny - takich nie kupi się w sklepie. Z żółtek ucieram gładką masę dosypując po trochu cukru pudru, natomiast z białek ubijam sztywna pianę. Pora na mały trick. Do ubijanych białek dodajcie szczyptę soli - piana zrobi się na tyle sztywna, że nawet po odwróceniu naczynia spodem do góry nie wypłynie.
Białko i krem z żółtek przekładam do miski z pozostałymi składnikami, dodaję miękkie masło i mieszam szybko całość do całkowitego połączenia.

Z ciasta formuję w ręku małe placki i wrzucam w odstępach na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Ciastka piekę porcjami (po 8-10 ciastek) po ok. 20 minut każda. W kuchni unosi się cudowny zapach powodujący wzmożoną pracę żołądka. Przy zdejmowaniu ciastek z blachy nie dajcie jednak ponieść się emocjom i zachowajcie ostrożność. Upieczone są jeszcze miękkie (łamliwe) i dopiero stygnąc nabierają  zwartej formy.


Smacznego! 

 

  

piątek, 15 marca 2013

SZPINAKOWE BUŁECZKI Z CIASTA FRANCUSKIEGO

W trakcie intensywnego dnia ciężko jest przegryźć coś sensownego - pisałem już o tym na moim poprzednim blogu: Dla Szybkich i Wściekłych. A taki właśnie dzień zapowiadał się mojej Martynie. Chciałem przygotować jej jakiś fajny posiłek, a w lodówce miałem tylko kilka zupełnie przypadkowych składników: ciasto francuskie, kostkę fety, mrożony szpinak, resztkę wędliny. Niby niewiele, ale długo nie musiałem myśleć - postanowiłem na szybko przygotować fajne bułeczki.

Składniki: 

opakowanie ciasta francuskiego 

opakowanie sera feta (270g) 

2 opakowania mrożonego szpinaku (może być też świeży) 

50g orzechów włoskich 

kilka plasterków szynki  

sezam 


Na początek zabieram się za farsz. Na patelni ląduje szpinak, a ja w tym czasie siekam drobno orzechy. Następnie kolej na fetę, kroję ją w kostkę. Kiedy na patelni panuje już intensywna (dobrze odparowana) zieleń dodaję orzechy i smażę całość kilka minut. Dodaję następnie fetę i dokładnie mieszam zawartość patelni. Przyprawiam tylko czarnym pieprzem i odrobiną soku z cytryny. Wiadomo, że szpinak doskonale uzupełnia się z czosnkiem, jednak musiałem tym razem odpuścić ten składnik. Ostre wyziewy w pracy, to mało komfortowa sytuacja, w trakcie i tak już napiętego dnia. Warto spróbować nadzienie. Jeżeli ser jest bardzo słony, możecie zniwelować ten smak dodając trochę cukru. Kiedy feta rozprowadzi się ładnie po szpinaku zdejmuję całość z ognia do przestygnięcia.

Ciasto francuskie rozkładam na stolnicy i układam na jego wierzchu kilka plasterków szynki. Możecie też użyć innej wędliny albo żółtego sera. Następnie wykładam przestudzony farsz i dokładnie rozprowadzam po powierzchni ciasta. Zwijam ostrożnie całość jak roladę i kroję ją w poprzek na kawałki grubości ok. 1,5cm. Następnie układam te kawałki na blasze pokrytej papierem do pieczenia. Każdy smaruję roztopionym masłem i posypuję ziarnem sezamowym. Wstawiam Do pieca na jakieś 20 minut w temperaturze 200 stopni i gotowe!

Taka bułeczka doskonale smakuje zarówno na zimno, jak i odgrzana w kuchence lub mikrofalówce. 


Smacznego! 
 

czwartek, 7 marca 2013

MUFFINY NA POŻEGNANIE ZIMY

Przeglądając ostatnio książki kucharskie będące własnością mojej siostry, zwróciłem szczególną uwagę na jedną z nich - autorstwa Nigelli Lawson. A w niej jakże radośnie uśmiechały się do mnie pewne babeczki: "Śniadaniowe mufinki bożonarodzeniowe". Boże Narodzenie już daleko za nami, ale za to Wielkanoc o krok. Czas pożegnać się z zimą, pomyślałem, a ten przepis będzie idealny do tego celu. Nie był bym jednak sobą gdybym trochę go nie podrasował.

Składniki: 

500g mąki 

5 łyżeczek proszku do pieczenia 

1 łyżeczka sody oczyszczonej 

200g cukru 

2 duże lub 4 małe mandarynki 

250ml mleka 3,2% 

150ml oleju 

2 jaja 

100g żurawiny 

100g białej czekolady 

100g czekolady mlecznej 

łyżeczka cynamonu 

po pół łyżeczki imbiru i gałki muszkatołowej  

 

Ciasto na babeczki przygotuję bardzo szybko, dlatego najpierw zaczynam od rozgrzania piekarnika. Tak na 200 stopni. Teraz składniki. Oddzielnie przygotowujemy te sypkie i oddzielnie płynne. Zatem do dużej miski wsypuję mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sodę i przyprawy. Dodatkowo ścieram do środka skórkę z mandarynek. Tabliczki kroję dużym nożem na drobne kawałki (każdą kostkę na ćwiartkę - tak mniej więcej). Jeżeli nie macie cierpliwości, możecie wykorzystać mój sposób na szybkie czekoladowe okruszki: tłuczkiem do mięsa kilkakrotnie energicznie uderzam w opakowaną jeszcze czekoladę. Kawałki czekolady dodaję następnie wraz z żurawiną do sypkich składników i mieszam całość z grubsza.

Do dużego dzbanka, najlepiej takiego z podziałką, wyciskam sok z mandarynek. Dorzucam do środka jajka i dopełniam całość mlekiem oraz olejem. Te składniki również mieszam z grubsza.

Na koniec dodaję płynne składniki do mokrych i mieszam tylko tyle żeby się połączyły. Pamiętajcie: bez perfekcjonizmu! To ciasto jeżeli będzie za dobrze wyrobione stanie się ciężkie.

Do sylikonowych foremek wkładam papilotki do babeczek. Napełniam je do ok. 3/4 wysokości.  Wierzch ciasta możecie przed wstawieniem do piekarnika posypać brązowym cukrem. Możecie też zrobić lukier lub polewę czekoladową, którymi udekorujecie gotowe muffiny. Foremki stawiam na blachę i wkładam do piekarnika na jakieś 20 minut.  Po upieczeniu wystarczy obrócić w ręku foremkę, a babeczka sama się z niej wysunie. Co robić dalej? Chyba wiecie.  


Smacznego!       

sobota, 23 lutego 2013

BLOK ZE STYROPIANEM

Blok czekoladowy. Wielu z nas kojarzy się z siermiężnymi czasami PRL - mimo, że niewielu z nas je pamięta. Deserem robionym na wyjątkowe okazje przez mamy, babcie, ciocie, itd. Dlatego jedni wspominają go z rozrzewnieniem. Dla innych to już relikt szarych czasów, niemodny i niepasujący do ich współczesnej kuchni. Moja Martyna wpadła jednak na pomysł, że może - jak to bywa z blokami z tamtych lat - drobny remont z wykorzystaniem "styropianu", przywróci jego dawną świetność.  

Składniki: 

opakowanie mleka w proszku (400g) 

200g masła 

100g gorzkiej czekolady 

4 czubate łyżki kakao 

szklanka cukru 

pół szklanki mleka 

dodatki: orzechy laskowe i włoskie, ryż preparowany, żurawina 



Na niedużym gazie rozpuszczam w połowie szklanki mleka kostkę masła i cukier. Dodaję następnie całą tabliczkę gorzkiej czekolady. Kiedy się rozpuści, w garnku ląduje kakao. Mieszam dokładnie całość łyżką. Wiecie, żeby nie zrobiły się nam grudki, a masa była jednolita. Ściągam garnek z gazu.

Czas przygotować dodatki. Do blendera wrzucam po dwie garści orzechów laskowych oraz włoskich i rozdrabniam je. Dodaję też żurawiny - jakieś 75g. Żurawina to dla nas obowiązkowy składnik w tym przepisie. Jej delikatnie kwaskowaty smak doskonale równoważy moc i słodycz czekolady.

Do gotowego kakao dorzucam przygotowane wcześniej bakalie. Następnie dosypuję porcjami mleka w proszku i dokładnie mieszam. Idealna robota dla tych, którzy mają wyrzuty sumienia jedząc słodkości. Masa w pewnym momencie solidnie gęstnieje i trzeba nad nią dobrze popracować. Teraz ciekawostka. Zwykle do bloku czekoladowego dodaje się herbatniki, jednak z Martyną postanowiliśmy spróbować z innym smakiem naszego dzieciństwa. Do masy wsypuję preparowany ryż. Sypię na oko, porcjami - dodaję ryż i mieszam, sprawdzając czy konsystencja mi odpowiada. Z ilością tego składnika zdajcie się na swoje upodobania. 

Gotową masę przekładam do wyłożonej pergaminem foremki. Pozwalam jej trochę przestygnąć, a potem wrzucam do lodówki.       

 
Smacznego!  

środa, 20 lutego 2013

GRILL W ŚRODKU ZIMY

Za oknem śnieg, jeszcze miesiąc-dwa temu bym się cieszył, ale teraz mam już dość tej przydługiej zimy - chłodu i szarości. Dlatego postanowiłem przygotować dziś coś dla moich najbliższych, co przeniesie nas choć na chwilę na zieloną trawkę, pod promienie rozżarzonego słońca. Danie proste i szybkie. Niby nic odkrywczego, ale przygotowane w myśl starej zasady: najważniejsza jest kwestia przyrządzenia.

Składniki (na 6 osób): 

650g piersi z kurczaka

2 papryki 

2 cebule 

500g pomidorków koktajlowych 

słoiczek zielonych oliwek 

ser feta 

kuskus 

gęsty jogurt  

3 ząbki czosnku

przyprawy: czarnuszka, czarny pieprz mielony, imbir, kurkuma, kminek mielony, mięta, oregano, papryka ostra i słodka, rozmaryn, sól 

olej lub oliwa 



Zaczynam od przygotowania kurczaka. Zrobię najbardziej "tradycyjne" szaszłyki, ale zaczaruję je trochę fajną kombinacją przypraw. Mięso kroję na dużą kostkę, tak 2-3 cm. W misce mieszam olej z kminkiem, imbirem, papryka ostrą i słodką, pieprzem i solą - po małej płaskiej łyżeczce każdej. Dodaję 2-3 łyżeczki rozmarynu i dokładnie wszystko mieszam. Teraz pora na kostki z kurczaka. Lądują w misce, kilkakrotnie dokładnie mieszam łyżką, żeby zalewa pokryła wszystkie kawałki i wkładam pod przykryciem do lodówki. Ja mogę teraz zabrać się za pozostałe elementy obiadu, a kurczak może spokojnie spijać słodkie soki zalewy.

Z papryk wyciągam gniazda nasienne i kroję je na kawałki porównywalne z kurczakiem. Cebulę obieram i również przygotowuję z niej spore cząstki. Składniki na szaszłyki są już gotowe.

Do dużej miski wsypuję całą zawartość opakowania kuskus. Dodaję do niego po 2 płaskie łyżeczki kurkumy, czarnuszki i suszonej mięty. Jeśli chodzi o miętę, ja używam takiej, którą możecie nabyć w sklepach z orientalną żywnością. Jest inna w smaku w porównaniu z popularną pieprzową, bardzo dobra, intensywna. Naczynie z kuskusem przykrywam i odstawiam na bok.

Pora na jakąś fajną sałatkę. Przy tej się nie napracujecie. Pomidorki koktajlowe kroje na ćwiartki, dorzucam słoiczek odsączonych zielonych oliwek i pokrojoną w kostkę fetę. Wystarczy kilkakrotnie zamieszać łyżką i zostawić, żeby smaki mogły się przegryźć.


Na patyczki nadziewam przygotowane wcześniej mięso, paprykę i cebulę. Gotowe szaszłyki układam na patelni grillowej. Nie potrzeba już dodawać tłuszczu. Mięso oddaję teraz te wszystkie soki, które wciągnęło w lodówce, na czym skorzysta również cebula i papryka. Kiedy szaszłyki rumienią się na patelni, przygotowuje kuskus zalewając go zagotowaną wodą i odstawiając do napęcznienia. Sałatka gotowa, kuskus rośnie jak na drożdżach, a szaszłyki wypełniają kuchnię wspaniałym aromatem. Czas więc postawić kropkę na i. A będzie nią jogurtowy sos do polania zawartości talerza. Do kubeczka z jogurtem wciskam trzy ząbki czosnku, dodają dwie łyżeczki otartego oregano, szczyptę czarnego pieprzu i soli. Dokładnie mieszam i wstawiam pod szczelnym przykryciem na chwilę do lodówki.    




Smacznego!

 

środa, 13 lutego 2013

TŁUSTY CZWARTEK: FAWORKI I OPONKI SEROWE

Uff... to było kulinarne szaleństwo, aż miło powspominać. Dla mnie jest to jedno z najweselszych polskich świąt i uważam, że powinniśmy poświęcić na nie więcej czasu... może coś na wzór Oktoberfest? 
Żeby uczcić je należycie postanowiliśmy z moją Panią nie iść na łatwiznę i sami przygotować "tłuste" smakołyki. Niestety u mnie w rodzinie nie ma tradycji przygotowywania pączków, faworków, itp. Zatem zaufałem w tej materii mojej Martynie i jej wrodzonemu talentowi. Oddaję jej głos:

 

FAWORKI 

Składniki:  

4 szklanki (600g) mąki 

8 żółtek 

kieliszek spirytusu 

po łyżeczce cukru i soli 

10 łyżek śmietany (gęstej i kwaśnej) 

1,5 - 1,8 l oleju rzepakowego + kieliszek spirytusu

cukier puder (jedna paczka wystarczy na oba przepisy) 



Na stolnicy lub umytym i wyczyszczonym blacie robię kopiec z mąki. Mieszam ją z solą i cukrem, a następnie na środek dodaję śmietanę, żółtka i spirytus. Ciasto wyrabiam na jednolitą masę, którą następnie traktuję wałkiem, by je napowietrzyć. Uderzam nim w masę około 15 minut.

Tak, tak... zdążyłem już na początku roboty podpaść, więc wałek okazał się nieodzowny... Na szczęście Martyna wykorzystała go na ciasto, dzięki czemu pięknie się wyrobiło i napowietrzyło. Kiedy kończyła zabrałem się za typowo męską czynność, czyli rozpalanie ognia...na kuchence.

Następnie ciasto dzielę na dwie części. Podsypuję blat mąką i rozwałkowuję cienko jedną porcję. Kroję (użyłam radełka z falowanym ostrzem, ale może być zwykły nóż) ciasto na paski, które następnie przecinam poprzecznie na około 10 centymetrową długość. Na każdym kawałku robię nacięcie na środku, przez które przekładam i wyciągam jeden z końców. Czynności powtarzam z pozostałą porcją ciasta, po usmażeniu pierwszej.




W tej chwili olej ma już odpowiednią temperaturę, żeby wrzucić przygotowane pyszności i przybliżyć nas do radosnej chwili konsumpcji.


Faworki po kilka wrzucam na rozgrzany olej. Momentalnie wypływają, a ja smażę je z jednej i drugiej strony na złoto-brązowy kolor.


Gotowe wyciągam do odsączenia na ręcznik papierowy...

...a ja sypię szczodrze z obu stron cukrem pudrem.  



OPONKI SEROWE 

Składniki: 

1 kg twarogu półtłustego (ewentualnie już gotowego zmielonego)

1 kg mąki 

500 ml gęstej kwaśnej śmietany

8 żółtek  

200 g cukru 

4 łyżeczki cukru wanilinowego 

2 łyżeczki sody 

kieliszek spirytusu 

1,5 kg smalcu do smażenia + kieliszek spirytusu



Oponki serowe to przepis prosty i szybki. Ze składników zagniatam ciasto, które następnie rozwałkowuję na grubość ok. 1 cm. Następnie szklanką wycinam kółka, z których nakrętką usuwam środki. W ten sposób uzyskujemy kształt oponki.


Ja natomiast w czasie tych wycinanek rozpuszczam smalec w garnku, dodając gdy jest jeszcze zimny kieliszek spirytusu.

Kiedy tłuszcz ma już odpowiednią temperaturę wrzucam do niego po kilka oponek i smażę z jednej i drugiej strony, tak aby ich skórka nabrała ładnego koloru. Gotowe wyciągam na talerz pokryty papierowym ręcznikiem. Z wyciętych ze środka kółek, smażę następnie małe pączuszki.


Zarówno oponki, jaki i pączuszki możemy posypać cukrem pudrem lub zrobić na jego bazie (dodając trochę ciepłej wody i soku z cytryny) lukier, którym udekorujemy nasze pyszności. 
    

Smacznego!
Smacznego!